Archiwum Bloga

Testujemy

Od firmy MamBaby otrzymaliśmy kilka produktów do przetestowania, przez Wikinga. Oczywiście jak to z naszym szczęściem bywa, o mały włos a produkty te by do nas nie dotarły. Zostały wysłane na adres wikingowych dziadków i gdy tam doszły, to dziadkowie raz, dwa spakowali i przesłali je do nas, priorytetem, żeby było szybciej. Było to w połowie grudnia… Czekaliśmy i czekaliśmy i przekonani byliśmy, że zaginęły i nigdy do nas nie dotrą, tym bardzie, że inne przesyłki z Polski wysłane później, już do nas dotarły. W ten weekend miałam już zamówić produkty na własny koszt, by z recenzji się wywiązać, ale w piątek udaliśmy się na pocztę. Zapytałam grzecznie, czy przypadkiem czegoś dla mnie nie ma, bo na przesyłkę czekam już prawie miesiąc, ale pani z poczty nie raczyła sprawdzić, bo po takim czasie, to nawet jakby było, to już by odesłali do Polski. No więc wróciliśmy do domu, opróżniłam skrzynkę wypełnioną po brzegi gazetkami i w czasie przeglądania gazetek znalazłam awizo. Co jest najlepsze, z datą wczorajszą, więc list ten na poczcie musiał leżeć. Tak więc zebrałam się z powrotem na pocztę (gdyby pani się chciało tylko sprawdzić ech). List był rozdarty, na boku przyklejona taśma informująca, że został sprawdzony przez celników. Kurczę w tym czasie tyle nielegalnych fajerwerków jest przesyłane z Polski, a oni uczepili się wikingowych rzeczy. Irytujące jest tylko to, że człowiek nie wie co się z przesyłką dzieje, bo nikt nie wysyła żadnego powiadomienia, że przez miesiąc twoja przesyłka będzie sprawdzana.

watermarked-IMGP6097

 

 

Czytaj dalej »

Witamy w 2013 roku

Kransekage

Kransekage

I już kolejny rok za nami. Racje miał ten kto stwierdził, że do 20stki czas płynie wolno, a po 20stce to już górki, kurczę, a co będzie po 30stce? No, ale co tam. Wczoraj spędziliśmy kolejnego, przyjemnego mini Sylwestra. Było dobre jedzonko, którego nadmiar niektórzy dziś odchorowują ;). Był i pyszniutki drink z malibu i soku ananasowego :D i było towarzystwo na Skyp’pie (od trzech lat świętujemy wraz z moimi rodzicami). Wiking na początku był lekko nie w humorze, no ale potem ożywił się i latał jak szalony, ba zaliczył po raz pierwszy oglądanie sztucznych ogni, chyba przeczuwał co go czeka i nawet nie grymasił, by iść wcześniej do łóźka ;). Wielu ludzi wystrzeliło sporo pieniędzy w niebo, ale było ślicznie. Ja zawsze mam gęsią skórkę i dreszczyk jak patrzę na sztuczne ognie, jakoś mnie to wzrusza, a tym bardziej, gdy trzymam na rękach mojego małego szkraba. Po fajerwerkach Wiking dalej najchętniej by biegał, no ale zabrałam go już do łóżka, z nadzieją, że skoro późno się kładzie, to może dłużej pośpi, no ale nic z tego… Za to teraz odsypia ;).

 

Czytaj dalej »

Leci, leci

…ten czas jak szalony, ledwie zaczęłam wolne, a tu już niedługo pora wracać do pracy. Trzeba się nacieszyć ostatnimi dniami :). Święta zleciały raz dwa, dzisiaj już Sylwester. A cały czas upłynął na błogim lenistwie (na ile to można być leniwym, posiadając w domu małego Wikinga), wciągnięciu się w „Plotkarę” i na pracy nad nową stroną, a raczej przenoszeniu bloga. Trochę jest z tym roboty, bo mężul musi pobawić się trochę z kodami, by w końcu mi pasowało ;), a ja pochłonięta byłam przenoszeniem postów. No, ale wszystko powoli zaczyna mieć ręce i nogi, jeszcze chce się pobawić trochę stroną wizualną, no ale to już na spokojnie, bo jednak trzeba znaleźć na to czas.

Tak więc myślę, że już nowy rok rozpocznę z nowym adresem bloga wikingowo.com, a skąd pomysł na zmianę, po prostu poprzednia nazwa była zbyt trudna do zapamiętania, a zwłaszcza te myślniki, mężul nie pamiętał jej wcale, a i ja czasem miałam problem, dlatego przenosimy się na coś krótszego i łatwiejszego.

To tyle odnośnie strony, no a dzisiaj czeka sporo pracy z przygotowywaniem uczty sylwestrowej. Sylwestra po raz kolejny spędzamy tylko w naszym rodzinnym gronie, no ale to nie znaczy, że nie może być odświętnie, wręcz przeciwnie! Także będzie tradycyjnie tatar, sałatki itd. A co!

Czytaj dalej »

Niezły numer

watermarked-IMGP5797Wiking ni z gruszki ni z pietruszki zaczął używać telefonu. Niewiadomo gdzie i kiedy podpatrzył jak się z telefonu korzysta, bo my raczej komórki używamy do wysyłania sms’ów, bardzo sporadycznie któreś z nas gdzieś dzwoni, najczęściej tata Wikinga do rodziców, ale to i tak wypada raz na parę tygodni. Jedyne co mi przychodzi do głowy to, że podpatrzył jak ja wczoraj rozmawiałam z N. (nie mogłam nie zadzwonić, gdy dowiedziałam się, że moja mała N. również zostanie mamą! cieszę się bardzo i trochę smucę, że nie będę mogła być w życiu tego maluszka tyle ile bym chciała). No więc ja odłożyłam telefon, a Wiking w tym czasie zabrał moją starą Nokię (taki telefon rezerwowy), której bateria wytrzyma do 14 dni i zabić jej raczej nic nie zabije. Tak obserwujemy z mężulem naszego malucha, a on wędruje niczym ojciec na porodówce w jedną i w drugą stronę, trzymając telefon przy uchu, bardzo intensywnie i z przejęciem o czymś opowiadając. Jak przeszkadzał mu telewizor (w rozmowie) to opuszczał pokój, chyba musiał przedyskutować z kimś jakiś ważny biznes. A my ubawieni, byliśmy przekonani, że telefon jest zablokowany. Czytaj dalej »

Wesoła szkoła

Tak się nad tym zastanawiam, że chyba nie napisałam posta o świętowaniu w szkole, no więc napiszę teraz. Tutaj mikołajki oczywiście nie są obchodzone, ale za to w pierwszy dzień grudnia (pierwszy dzień roboczy) w szkole panowała świąteczna atmosfera. Woźny pomyka po szkole na czymś w rodzaju wozu, dość szybkiego i wóz ten czasem wykorzystywany jest przy różnych okazjach. Widziałam na zdjęciach, że np. na początku roku szkolnego został przerobiony na batmobil, a Batmanem był dyrektor w masce i czarnej pelerynce. No, ale co to ma wspólnego ze świąteczną atmosferą? A no w pierwszym tygodniu grudnia pojazd ten został przekształcony w pojazd Mikołaja. Cała dyrekcja przebrana była za Mikołajów, jeździli po całej szkole wraz z magnetofonem odtwarzającym świąteczne piosenki i rozdawali dzieciakom ciastka. Wóz był udekorowany w plakaty, na których widniały twarze dyrekcji z podoklejanymi czapami i brodami i podpisanymi imionami poprzedzanymi wyrazami „Święty”.

Przypomniało mi się o tym dzisiaj, bo dzisiaj po raz kolejny szkoła jednoczyła się w zabawie. W Danii dość popularnym jest Bingo. I właśnie dzisiaj cała szkoła grała w Bingo. Do naszych maluchów dołączyła starsza klasa, by pomóc w rozpoznawaniu cyferek, ja zostałam obarczona funkcją zapisywacza liczb ;). Liczb były wyczytywane poprzez megafon, ale oczywiście nic nie było zrobione na poważnie. Nie jestem pewna kto prowadził bingo, ale pani ta opowiadała mało śmieszne, świąteczne żarty, co jakiś czas odtwarzana była zabawna muzyka, a i zdarzyło się, że podaną liczbą był czas w jakim nauczyciel w-f dobiegł z klasy do sekretariatu lub liczba uczniów, których ojciec na imię ma Henrik, biegnąca również do sekretariatu. Gdy ktoś trafił na bingo, to dzwonił do sekretariatu, czytał cyfry, po czym biegł po nagrodę. Nagrody były symboliczne, ale wcale nie takie małe np. filmy DVD, ołówki, gumki, gry i np…. przejazd po szkole na pojeździe świetlnym woźnego ;).
Czytaj dalej »

Santa Claus is coming…

watermarked-IMGP5773Tak jak w zeszłym roku, tak i w tym nie mogliśmy nie wybrać się na powitanie Świętego Mikołaja, który przypływa do miasta. Niestety przez cały weekend temperatura jest powyżej zera, wczoraj sporo padało, a co się z tym wiąże? A no to, że otoczenie staje się średnio estetyczne i przyjemne, wręcz brzydkie. Ale mimo to wybraliśmy się do miasta, choć co prawda dojść tam nie było łatwo. Całe miasto spowiła gęsta mgła i dreptając wzdłuż fiordu, wody nie widzieliśmy ani grama, a co za tym idzie i statku Mikołaja nie szło dostrzec. Na brzegu stał spory tłum, orkiestra, no i w sumie Mikołaja nie udało nam się zobaczyć nawet, gdy stanął już na lądzie. Na szczęście w centrum już natrafiliśmy na pana z brodą. Wiking cieszył się jak szalony na widok Mikołaja, a chyba nawet bardziej na widok wozy strażackiego, którym Mikuś jechał. Gdy wóz zatrzymał się, Mikołaj (a raczej ich trzech ;) ) zaczął rzucać dzieciom cukierki.
Na mieście, jak co roku, można było również kupić choinki. My jednak tak jak w zeszłym roku, postanowiliśmy kupić ją od prywatnej osoby, z prostego powodu, stamtąd jest bliżej do domu, więc krótszy dystans na dzierżenie choinki ;). No więc podeszliśmy tam, by wybrać choinkę, po problemach z zeszłoroczną choinką, a raczej jej rozmiarem, wiedzieliśmy już, że szukamy tej najładniejszej z najmniejszych. Jak już wybraliśmy tę jedyną, zapłaciliśmy i ruszyliśmy w podróż do domu ;). A no właśnie, zapłaciliśmy, ale w jaki sposób, wiele osób z Polski mogłoby być zdziwionych. Podobnie jak latem wystawionych jest wiele stoisk przed domami z np. ziemniakami, marchewką itd., gdzie mamy do czynienia z pełną samoobsługą, tak samo jest z choinkami. Choinki stoją, leżą przed domem, cena widnieje na każdej (250kr), pomiędzy nimi stoi sobie stoliczek, a na nim metalowa skarbonka. W zeszłym roku mnie to trochę zdziwiło, bo o ile utarg z młodych ziemniaków nie jest jakiś wielki, to jednak po zakupie choinek przez kilka osób, skarbonka ładnie się zapełnia. Nie mówiąc już o tym, że przecież można spokojnie zabrać drzewko nie płacąc. Jednak ludzie tutaj mają do siebie sporo zaufania. Z resztą do tego tematu, jakim jest zaufanie, mam jeszcze zamiar powrócić. Czytaj dalej »