Archiwum Bloga

Wolni

Nikomu nie mówiliśmy o tym, że po moim przyjeździe z Polski dostaliśmy list z kommuny. Kurczę, jak tylko widzę ich pieczątkę na kopercie, zaczyna się stres. No i w liście była informacja o kolejnej wizytacji. Pani z kommuny miała przyjść w środę, ale na godzinę przed spotkaniem wysłała sms, prosząc o przesunięcie wizyty na dzień następny. Średnio nam się to spodobało, no bo po pierwsze znów oczekiwanie, a po drugie musiałam zwolnić się z pracy.

I tak w czwartek przyszła, tym razem tylko jedna pani, ta sama, która była u nas ostatnio. Wiking jak tylko weszła, rzucił się na nią, by wzięła go na ręce. Ogólnie, cały czas ją zaczepiał, ciesząc się jak głupi. Najlepsze było, gdy wziął z kanapy poduszkę i w nią rzucił, no tak, tacine zabawy ;). I tak posiedziała, pogadaliśmy. Przyszła głównie po to, by nas poinformować, że ona nie widzi, że dziecku nic się złego nie dzieje, można z nami porozmawiać i mamy argumenty swoich racji i ma zamiar zamknąć sprawę. Oczywiście jak byśmy mieli jakieś problemy, to mamy się z nią kontaktować, ale sprawa jest zamknięta.  Czytaj dalej »

Blokada nauczycieli

Zbieram się i zbieram, żeby napisać o konflikcie nauczycieli, ale jakoś ostatnio wszystko idzie mi ociężale. Jednak chyba warto o tym wspomnieć, bo takie rzeczy raczej w Polsce się nie zdarzają.

Nytbillede10 Czytaj dalej »

Wolny kraj

Wczoraj przyszły panie z kommuny. Na czym stoimy? Myślę, że jest ok, ta wizyta wyglądała zupełnie inaczej niż wizyta wiedźmy (na prawdę nie chcę przeklinać, więc zostanę przy tym określeniu, choć jest zbyt łagodne, mała litera, bo na wielką nie zasługuje), bo po prostu była na poziomie. Ta poprzednia to było podjudzanie, szykany i ignorancja. Teraz po prostu rozmawialiśmy jak ludzie, nikt nas nie atakował i nie ignorował.

Wikinga zbytnio panie nie miały okazji poznać, bo on po chwili od ich przyjścia zasnął i obudził się przed samym ich wyjściem.  Czytaj dalej »

Na JC „zawsze” możesz liczyć

   Dobiegł koniec miesiąca, a co jest najlepsze w ostatnim dniu miesiąca? No oczywiście pieniążki na koncie, ale nie tym razem. Wchodzę na konto, a tam tylko pieniądze dla mężula mego, a co ze mną? Stresu się najedliśmy co nie miara, no bo za mężowe pieniądze to ledwie na rachunki wystarcza (tymbardziej, że w tym miesiącu jest do zapłacenia prąd). Więc do pracy jechałam z pikawicą, od razu wylądowałam u dyrektora z zapytaniem, gdzie są moje pieniądze. A on zrelaksowany twierdzi, że papierek już wypisany, no ale na wpłatę trzeba będzie kilka dni poczekać. O pieniądze ze szkoły nie problem się upomnieć, gorzej z tymi z kommuny, których za ostatni tydzień praktyk też nie dostałam. No więc dzwonię do nich na przerwie, po 9. WspaniałeJobCenter telefony od interesantów odbiera aż godzinę dziennie, między 9-10, jak można się domyśleć interesantów jest sporo, więc i ze załapaniem się na wolną linię też niełatwo, nie mówiąc o tym, że potem osoba, do której cię przekierowują też niejednokrotnie nie odbiera, no bo i po co?

Czytaj dalej »

Rejestracja dziecięcia narodzonego w Danii

   Obiecałam napisać coś w tym temacie, więc z obietnicy tej mam zamiar się wywiązać.
No więc jak to wygląda w Danii? Jak już nasz maluch się narodzi to automatycznie dostaje numer CPR (rodzaj peselu duńskiego), którego już w szpitalu/hotelu każda mama się nauczy, bo przy każdej wizycie pielęgniarki, badaniu należy go podać. Numer CPR różni się od polskiego peselu tym, że zamiast formy rok/miesiąc/dzień urodzenia +dodatkowe cyfry, mamy format dzień/miesiąc/rok +4cyfry. Także dziecko teoretycznie jest zarejestrowane od chwili narodzin. Później mamy 6 miesięcy czasu na rejestrację imienia naszego bobasa, które zostanie wpisane do aktu urodzenia. W Danii można nadać dowolne imię, które widnieje w rejestrze. Można to sprawdzić na stronie
http://www.familiestyrelsen.dk/samliv/navne/soeginavnelister/godkendtefornavne/, gdzie wpisujemy imię naszego dziecka i uzyskujemy informację, czy imię to jest zarejestrowane w Danii oraz dla jakiej płci jest przypisane (Navnet er godkendt som drengenavn - Imię jest znane, jako imię chłopca).

Czytaj dalej »

Małe kroczki

   Oczywiście na moim blogu znowu cisza. Pomysłów mam wiele na posty, ale jakoś nie mogę się zabrać do ich realizji. Muszę się wziąć za siebie i przestać zaniedbywać to blogowisko.

Więc może pokrótce co tam u nas.
Wkrótce po napisaniu ostatniego posta, a dokładniej 22 lipca (w dzień urodzin wikingowej babci), Wiking bardzo nas zaskoczył, bo niepostrzeżenie, bez żadnych ostrzeżeń i postępów zapowiadających, zaczął raczkować. Tak po prostu, z dnia na dzień, a już byliśmy przekonani, że nasze dziecię pominie ten etap w swoim rozwoju ruchowym. No cóż… Najpierw przemieszczał się z wolna, po kolei zwiedzając pokój, później granice zwiedzania zaczęły się przesuwać i powiększać. Teraz to już ciężko go zatrzymać, dom jest jego królestwem bez granic, wspina się i poznaje wszystko, co jest w zasięgu jego małych rączek (a jest tego sporo). A gdy tylko pytam go, gdzie się wybiera, to zawsze odpowiada po swojemu, co niewiele mi wyjaśnia, więc po chwili muszę się udać za nim.

   Muszę jeszcze dodać, że Wiking coraz bardziej interesuje się różnymi przedmiotami, nie tylko z racji włożenia ich do buzi (choć i to dalej robi), ale oglądania ich, wspinania się po nich. Niestety zabawki na liście tych przedmiotów znajdują się na ostatnich miejscach, bo najciekawsze są wszelkie przedmioty domowego użytku jak np. odkurzacz, pralka, a ostatnio chcąc coś wydrukować, przeniosłam drukarkę na ziemię, i tak po chwili Wiking już na niej stał, trzymając się kojca jedną rączką. Zabranie drukarki spowodowało oczywiście dezaprobatę Wikinga ;).

Czytaj dalej »