Coś ostatnio pech mi dopisuje. Walczę ze skuterem ile mogę, a ten robi wszystko by było pod górkę. I tak dziś jadę do pracy, w głowie powtarzam „No skuter, daj radę jeszcze przynajmniej przez tydzień lub dwa”, a ten co? No wziął i się na mnie wypiął!
Nagle prędkość, silnik zaczyna walczyć. Myślę sobie, że chyba zaraz wybuchnie… I coś wybuchło, co prawda nie silnik, a opona. No i tak w jednym momencie znalazłam się w czarnej…dziurze, z dziurą w kole. Pierwsze co, to złapałam za telefon i dzwonię do mężula, ale mężul, jak to mężul ma w zwyczaju, dźwięk w telefonie wyłączył. Czytaj dalej »