Wiking ni z gruszki ni z pietruszki zaczął używać telefonu. Niewiadomo gdzie i kiedy podpatrzył jak się z telefonu korzysta, bo my raczej komórki używamy do wysyłania sms’ów, bardzo sporadycznie któreś z nas gdzieś dzwoni, najczęściej tata Wikinga do rodziców, ale to i tak wypada raz na parę tygodni. Jedyne co mi przychodzi do głowy to, że podpatrzył jak ja wczoraj rozmawiałam z N. (nie mogłam nie zadzwonić, gdy dowiedziałam się, że moja mała N. również zostanie mamą! cieszę się bardzo i trochę smucę, że nie będę mogła być w życiu tego maluszka tyle ile bym chciała). No więc ja odłożyłam telefon, a Wiking w tym czasie zabrał moją starą Nokię (taki telefon rezerwowy), której bateria wytrzyma do 14 dni i zabić jej raczej nic nie zabije. Tak obserwujemy z mężulem naszego malucha, a on wędruje niczym ojciec na porodówce w jedną i w drugą stronę, trzymając telefon przy uchu, bardzo intensywnie i z przejęciem o czymś opowiadając. Jak przeszkadzał mu telewizor (w rozmowie) to opuszczał pokój, chyba musiał przedyskutować z kimś jakiś ważny biznes. A my ubawieni, byliśmy przekonani, że telefon jest zablokowany. Okazało się, że Wiking go odblokował, zauważyliśmy, gdy z telefonu rozniosło się głośne „tititi” informujące, że nie ma takiego numeru. Przejrzałam historię i okazało się, że Wiking porozmawiał sobie z zaskoczoną ciocią Adą i nagrał się tacie na sekretarkę ;). Telefon został zakonfiskowany, a Wiking dalej ugaduje swoje interesy tym razem przez aparat z książki o Elmo, który wygrywa różne piosenki i jak najbardziej przypomina telefon :).
Chyba moje dziecko już nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać…
Na dwór lepiej dziś tutaj nie wychodzić, cały dzień okropne wietrzycho i śnieg sypie jak szalony, ledwie cokolwiek widać. Także chyba będziemy mieli bardzo białe święta, aż się cieszę, że jednak nie wybraliśmy się dzisiaj w podróż pociągami i pozostaliśmy w domu, bo nieciekawie to wygląda. Za to w domu kapucha bulgocze, keks się piecze mmmm….