Archiwum Bloga

Rejestracja dziecięcia narodzonego w Danii

   Obiecałam napisać coś w tym temacie, więc z obietnicy tej mam zamiar się wywiązać.
No więc jak to wygląda w Danii? Jak już nasz maluch się narodzi to automatycznie dostaje numer CPR (rodzaj peselu duńskiego), którego już w szpitalu/hotelu każda mama się nauczy, bo przy każdej wizycie pielęgniarki, badaniu należy go podać. Numer CPR różni się od polskiego peselu tym, że zamiast formy rok/miesiąc/dzień urodzenia +dodatkowe cyfry, mamy format dzień/miesiąc/rok +4cyfry. Także dziecko teoretycznie jest zarejestrowane od chwili narodzin. Później mamy 6 miesięcy czasu na rejestrację imienia naszego bobasa, które zostanie wpisane do aktu urodzenia. W Danii można nadać dowolne imię, które widnieje w rejestrze. Można to sprawdzić na stronie
http://www.familiestyrelsen.dk/samliv/navne/soeginavnelister/godkendtefornavne/, gdzie wpisujemy imię naszego dziecka i uzyskujemy informację, czy imię to jest zarejestrowane w Danii oraz dla jakiej płci jest przypisane (Navnet er godkendt som drengenavn - Imię jest znane, jako imię chłopca).

Czytaj dalej »

I po macierzyńskim

   Oj tak, ten dzień musiał nadejść, tylko dlaczego tak nagle i niepostrzeżenie?
Macierzyńskie się skończyło i dostałam list z wyznaczonym terminem spotkania w JobCenter. Wszystko ok, gdyby nie to, że dodatkowym (poza spotkaniami i wymyślanymi zajęciami) warunkiem otrzymywania pieniędzy jest również klikanie na stronie www.jobnet.dk w przycisk, dzięki, któremu potencjalni pracodawcy wiedzą, że jesteśmy dyspozycyjni (klikać trzeba co 7 dni, w przeciwnym razie pożegnać możemy się z przelewem na konto). No i chcąc kliknąć w magiczny przycisk, próbowałam zalogować się na w.w. stronie, niestety nie mogłam. Po kilku próbach, „poprosiłam” o przesłanie nowego kodu do logowania. Kod „przyszedł” i po zalogowaniu, ku mojemu zdziwieniu pojawiła się informacja, iż mam jutro pojawić się JC, jako, że ubiegam się o kontanthjælp. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pieniądze te dostaje już od ok. roku, więc nie muszę się o nie ubiegać, a spotkanie mam już wyznaczone na przyszłą środę. Napisałam mail’a do pani z JC, która dość szybko odpisała i…dalej wiem, że nic nie wiem. Myślę, że czytanie ze zrozumieniem mocną stroną tej pani nie jest. Wymianę wiadomości zakończyłyśmy na tym, że mam i tak czekać do jutra na kolejną wiadomość, bo ona nie ma przy sobie kalendarza (swoją drogą i tak zaskoczyła mnie odpisując na wiadomość już po pracy). Także coś mi się wydaje, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki, z zeszłego roku, kiedy to kazali mi przyjeżdżać co drugi dzień, bo za każdym razem zapominano mi powiedzieć o jakimś papierku, który trzeba dowieźć. Nic tylko trzeba wzmożyć działania w kwestii poszukiwania pracy. Zawsze lepiej wiedzieć na czym się stoi, niż nigdy nie wiedzieć, co wymyślą Ci do roboty na drugi dzień.

63638f0c-8be6-45c0-b8b1-84a362f69e3d

Czytaj dalej »

Małe kroczki

   Oczywiście na moim blogu znowu cisza. Pomysłów mam wiele na posty, ale jakoś nie mogę się zabrać do ich realizji. Muszę się wziąć za siebie i przestać zaniedbywać to blogowisko.

Więc może pokrótce co tam u nas.
Wkrótce po napisaniu ostatniego posta, a dokładniej 22 lipca (w dzień urodzin wikingowej babci), Wiking bardzo nas zaskoczył, bo niepostrzeżenie, bez żadnych ostrzeżeń i postępów zapowiadających, zaczął raczkować. Tak po prostu, z dnia na dzień, a już byliśmy przekonani, że nasze dziecię pominie ten etap w swoim rozwoju ruchowym. No cóż… Najpierw przemieszczał się z wolna, po kolei zwiedzając pokój, później granice zwiedzania zaczęły się przesuwać i powiększać. Teraz to już ciężko go zatrzymać, dom jest jego królestwem bez granic, wspina się i poznaje wszystko, co jest w zasięgu jego małych rączek (a jest tego sporo). A gdy tylko pytam go, gdzie się wybiera, to zawsze odpowiada po swojemu, co niewiele mi wyjaśnia, więc po chwili muszę się udać za nim.

   Muszę jeszcze dodać, że Wiking coraz bardziej interesuje się różnymi przedmiotami, nie tylko z racji włożenia ich do buzi (choć i to dalej robi), ale oglądania ich, wspinania się po nich. Niestety zabawki na liście tych przedmiotów znajdują się na ostatnich miejscach, bo najciekawsze są wszelkie przedmioty domowego użytku jak np. odkurzacz, pralka, a ostatnio chcąc coś wydrukować, przeniosłam drukarkę na ziemię, i tak po chwili Wiking już na niej stał, trzymając się kojca jedną rączką. Zabranie drukarki spowodowało oczywiście dezaprobatę Wikinga ;).

Czytaj dalej »

Oj powiało kurzem

   Okazało się, że mój mężul przy pomocy wynalazku jakim jest Google translate, podczytuje mojego bloga. Jak się o tym dowiedziałam? Od samego czytającego, który stwierdził, że mi się blog przykurzył i, że już dawno słońca nie mamy, a ostatni post jest o super pogodzie ;).
No więc informuję wszem i wobec, że duńska pogoda do nas powróciła i słońca brak. Zamiast tego deszczyk, wietrzyk i nie nazbyt wysokie temperatury. Ech…

   Więc co się działo od czasu ostatniego posta? Ogólnie nic tylko świętujemy. Non stop mamy kolejne święta, czasem nawet nie wiem co świętujemy. I tak 26 maja (w polski Dzień Matki, w Danii Dzień Matki wypada 13 maja, a co za tym idzie, jak Wiking podrośnie, to liczę na to, że będę miała swoje święto dwa razy! :D) w naszym mieście miała miejsce coroczna Pinseparade (Parada z okazji Zielonych Świątków). Na paradę zjeżdżają się setki motocyklistów i mnóstwo właścicieli pięknych starych wozów, głównie amerykańskie klasyki. Och, jak ja to uwielbiam! Pogoda była świetna, więc przyszło/przyjechało mnóstwo ludzi (taki tłum w naszym miasteczku to normalnie szok społecznościowy ;) ).

   Parada polega na tym, że wszystkie pojazdy się zjeżdżają, parkują zajmując całe centrum miasta i tak możemy sobie chodzić i podziwiać. Po około dwóch godzinach wszystkie samochody i motocykle jadą w kondukcie przy akompaniamencie dźwięku z silników (mrrr). Przejeżdżają przez Vesthimmerland po czym część z nich wraca do miasta, parkując tym razem nad fjordem.
Dość głośna impreza za sprawą silników, ale nie powstrzymało to Wikinga przed ucięciem sobie drzemki :).

IMGP0859

Czytaj dalej »

„Słońce świeci nad nami”- no w końcu!!!

   Tak jak w temacie, w końcu i nad pochmurną Danią pojawiło się słoneczko! Pogoda zmieniła się całkowicie w obrębie tygodnia, z dnia na dzień temperatura podskoczyła do ponad 20 stopni :). Co prawda wiatr dalej stara się dmuchać, ale przy tej temperaturze jest to nawet przyjemne :).

   Wikingowi chyba pogoda się spodobała, w końcu można spacerować tam i siam. Wiking jest zainteresowany wszystkim i każdym, uśmiechy śle do każdego napotkanego osobnika. A siedzenie na kocyku też jest fajne i trawa taka ciekawa, no ale to potrafi się znudzić po pewnym czasie.

"A co to takie zielone?"

„A co to takie zielone?”

Czytaj dalej »

Gdy dziecię nie chce „wyjść” i poród w DK

   No więc byłam jedną z tych szczęśliwych mamuś, szczęśliwego dziecka, które było tak szczęśliwie zadomowione w moim brzuchu, że nie chciało wyjść. No więc co w takiej sytuacji robi się w Danii? Ogólnie rzecz biorąc najchętniej nie robiono by nic, no, ale gdy czas przenoszenia zbliża się do dwóch tygodni, to lekarze/położne w końcu się litują nad ciężarną i zapowiadają wywoływanie. Niestety nie jest to zbyt fajna procedura, tym bardziej, gdy mieszka się daleko od szpitala i nie ma samochodu (na szczęście w moim przypadku, w tym czasie byli już u nas moi rodzice i mogli zawozić mnie do szpitala). No więc wszystko zaczyna się od umieszczenia ciężarnej w pokoju „porodowym”, sprawdzeniu postępów, a później podania prostaglandyny. Potem trzeba poczekać godzinę, by położna mogła podłączyć ktg i sprawdzić tętno płodu. Jeśli zabieg ten nic nie pomoże, to jest powtarzany wieczorem. I tu pojawia się problem, gdy mieszka się kawałek drogi od szpitala, to powrót do domu na godzinę nie ma sensu. W ten o to sposób spędziliśmy z mężulem w tych małych pokoikach trzy dni.  Czytaj dalej »