Szkoła, szkoła. Przygoda z duńską szkołą pozostanie ze mną jednak na trochę dłużej. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam propozycję kontraktu na zasadzie løntilskud, czyli od 8.10 płacić mi będzie szkoła, wynagrodzenie w wysokości kontanthjælp + 8%. Nie jest to normalna umowa o pracę, bo np. za dni wolne typu ferie, szkoła mi nie będzie płacić, więc żeby nie zostać w tym czasie bez pieniędzy, będę musiała zgłaszać się do JC po kontanthjælp, na ten czas. Poza tym cały czas mogę szukać pracy i bez żadnego problemu będę mogła ją podjąć „zrywając” umowę. Czy jestem z tego zadowolona? Jak najbardziej, bo przynajmniej w dalszym czasie zdobywam doświadczenie, nie „wiszę” na łasce JC, a co za tym idzie nie wyślą mnie na jakiś bzdurny aktivering. Ach, no i zapomniałam dodać, że przy løntilskud, pracę wykonuje się 31 godzin tygodniowo.
A odnośnie spostrzeżeń „praktycznych”: dzieci, czy pada deszcz, czy nie, na przerwach przebywają na dworze, a przynajmniej te z młodszych klas. I jak wiadomo w Danii sporo ludzi jeździ na rowerach, również dzieci, każde jest wyposażone w kask, który dostają z Kommuny. Poza tym teraz wiem, że nie wszystkie klasy są tak hałaśliwe i nie wszyscy nauczyciele pozwalają sobie na harmider, a już myślałam, że jest to normalne. A wiem to stąd, że nauczyciele przychodzący na zastępstwo, są zaskoczeni zachowaniem tej klasy i wprowadzają pewną dyscyplinę, oczywiście wszystko powraca do „normy”, gdy wraca nauczyciel „właściwy”. No cóż, ja bym chyba nie wytrzymała ucząc w takim hałasie, gdzie wyciągnięcie książki jest głośnie i trwa 10 minut.
Jeszcze jedna ciekawa rzecz mnie spotkała, a nauczyciel C. wrzasnął na dziecko, używając „pięknej łaciny”. No cóż, tak to jest jak ktoś pracuje, bo musi, a za dziećmi najwidoczniej nie przepada.