No więc mimo bardzo pozytywnego nastawienia i nadziei na lepsze, okazało się, że jednak nie trafiłam do „zerówki”, tylko do klasy 2 i biblioteki. Co prawda w bibliotece jeszcze nie praktykowałam, bo albo nikogo tam nie było, albo musiałam się zwolnić i udać w podróż do JobCenter (ale o tym później). W 2 klasie niestety mam do „roboty” mniej niż w poprzednich klasach, bo moje zadanie polega głównie na obserwacji zajęć. Jakie spostrzeżenia? Jest jedna znacząca różnica między tutejszą a polską szkołę, mianowicie tutaj już w pierwszych klasach zajęcia podzielone są na przedmioty i każdego przedmiotu naucza inny nauczyciel. Przedmioty jakie są w 2 klasie to: duński, matematyka, plastyka, muzyka, gimnastyka, lekcja „klasowa” (u nas wychowawcza), chrześcijaństwo i natura. Jeszcze jakieś różnice? No np. takie, że każda klasa wyposażona jest w komputer, projektor, ekran dotykowy i lodówkę :D.
Poza tym każde dziecko ma notebook’a, którego zabiera ze sobą do domu, w szkole dzieci pracują na nich podczas zajęć z matematyki i duńskiego, no i nawet z chrześcijaństwa. Co jeszcze zauważyłam? To, że na zajęciach jest dużo większy harmider niż w pierwszych klasach w PL (z czasów moich praktyk). Myślę, że to poniekąd wina dość przyjacielskich relacji z uczniami. O tym chyba jeszcze nie pisałam, ale dla wielu osób przyjeżdżających do Danii dziwnym może być fakt, że dzieci do nauczyciela mówią po imieniu, to samo jest w przypadku szefa w pracy, wszyscy mówią do siebie po imieniu, niezależnie od wieku. Dla mnie to też było zaskakujące, gdy tutaj studiowałam (jeden semestr Socratesa) i nagle musiałam przeskoczyć z trybu „panie doktorze, pani magister” na tryb „imienia”.
Wracając do praktyk, to oczywiście najlepsze z tego wszystkiego są dzieciaki. No w końcu dzieciaki jak to dzieciaki, potrafią być zabawne i urocze :). A dzieciaków w klasie jest 25 (z czego 21 mają włosy koloru blond ;) ).
A nauczyciele? Jakoś mam to szczęście, że trafiam na samych panów. I tak K. z duńskiego i plastyki jest w porządku, za to C. z matematyki, no…nie będę się brzydko wypowiadać, więc lepiej nic nie napiszę. Był jeszcze R. z chrześcijaństwa, ach no i jednak jedna pani w tym towarzystwie z muzyki, ale jakoś nie udało mi się zapamiętać jej imienia.
To by było na tyle, jeśli chodzi o sprawy szkolne.
A u nas w domu powoli odliczamy dni do przyjazdu wikingowych dziadków i jego pierwszych urodzin :).