Archiwum Bloga

Są granice

Moja współpraca z I., która jest nauczycielką w klasie 0 układa się różnie. Tzn. niby wszystko jest ok, ale I. potrafi czasem zaskoczyć mnie dziwną uwagą. Najgorsze jest to, że uwagi jej wpływają na moją pracę z dziećmi, bo chyba każdy wie o tym, że nie powinno się mówić pewnych rzeczy przy dzieciach, bo po pierwsze informacje potrafię przerobić, przekręcić, po drugie może to zaważyć na obrazie dorosłego w ich oczach i np. utracie szacunku, bądź uważanie, że jest na ich poziomie. No i dziś właśnie miarka zaczęła się przelewać. Po wymyśleniu zabawy, której celem było znalezienie przez dzieci przedmiotu na daną literę i podejściu do dorosłego, by mógł ten przedmiot odnotować, I. stwierdziła, że dzieci mają nie patrzeć na to, czy nazwę tego przedmiotu potrafię napisać po duńsku (jakby, którekolwiek z dzieciaków umiało wychwycić błąd w pisowni), bo ja to jestem taką osobą niepełnosprawną. Szkoda gadać. Wiem, że do świetnej mowy duńskiej jeszcze sporo mi brakuje, ale z pisaniem radzę sobie całkiem dobrze, z resztą wielu Duńczyków pisze robiąc sporo błędów i jakoś nikt nie twierdzi, że są z tego względu niepełnosprawnymi. Ja nie mam nic do osób niepełnosprawnych, wręcz przeciwnie, chciałabym z nimi pracować, bo bardzo doceniam ich szczerość, ale mówienie sześciolatkom, których wyobraźnia przetrawi wszystko na swój sposób, to jest lekka przesada. Myślę, że komentarz ten jest ostatnim, jakim puściłam mimo uszu. A myślałam, że osoba tak dojrzała jak I., swoje przeżyła i swoją mądrość nosi i powinna być bardziej taktowna, no cóż, myliłam się.

Czytaj dalej »

Nie ma złej pogody

   Gdzieś kiedyś przeczytałam, że w krajach skandynawskich ludzie uważają, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Mogę potwierdzić, że w Danii jak najbardziej się tak uważa. Szkolne dzieciaki a każdej przerwie muszą wychodzić na dwór, nie ma to tamto, deszcz, śnieg, pizgawica. Mnie oczywiście spotkała pewna przyjemność spędzania tych przerw razem z nimi. Dzieci z klas starszych zakładają tylko kurtki i już lecą na dwór (ach, wspomnienie polskich pań woźnych, które krzyczały, gdy ktoś tylko pokazał się z nieprzebranymi butami), a dzieci w zerówce są wyposażone w całą „dworną” wałówkę. Każdy maluch ma wśród swoich rzeczy gumówce, buty zimowe, kapcie, poza tym kombinezon zimowy i regntøj, czyli ubranie przeciwdeszczowe („gumowane” spodnie na szelkach, zakładane na spodnie dzienne, i taka też kurtka). No więc zależnie od pogody zakładają dany zestaw i dawaj na dwór. Na dworze szaleją, mają m.in. sztuczną górkę (jako, że wiadomo, iż Dania jest płaska jak naleśnik), z której spychają się, zrzucają, zjeżdżają na tyłkach i nikt o tym, że ktoś mógłby się pobrudzić nawet nie pomyśli. Na początku ciężko mi było na to patrzeć, ale w tej chwili już się po prostu nie przejmuję (heh, przypomniało mi się jak dziś jedna z nauczycielek ściągała dziecko z drzewa, bo oczywiście weszło, ale z zejściem już było gorzej ;) ).

 

Czytaj dalej »

Hand made by wikingowa babcia

   Wikingowa babcia (a moja mamuś) jest osobą o wszelakim spektrum uzdolnień, ha no w końcu po kimś to odziedziczyłam ;). No dobra, ja takich cudeniek jak moja mama wydziergać, „wydrucić” nie potrafię. Kiedyś moja mama w swoje dzieła wyposażała moją garderobę, a teraz przyszła pora na garderobę Wikinga. Choć nie tylko garderoba ozdobiona jest dziełami wikingowej babci. Babcia ozdabia również wikingowe otoczenie. Jedno jest pewne, taka babcie to skarb! A pamiątek jakie nam stworzyła nie zastąpi nic kupnego, no bo, czy może być coś lepszego niż podarunek stworzony z myślą o tobie i zrobiony z sercem? A co mamy w kolekcji rzeczy hand made by wikingowa babcia? Po pierwsze czapki, ha ilość taką, że można je dopasować do każdego stroju. Poza tym obrazki i Reksia :). A w sumie co tu dużo gadać, lepiej pokazać :).

Pierwsza czapka, ulubiona poprzedniej zimy :)

Pierwsza czapka, ulubiona poprzedniej zimy :)

 

Czytaj dalej »

Lekcja samodzielności

Ostatnio za sprawą firmy BabyOno  dostaliśmy do testowania zestaw do jedzenia. Mamy możliwość testowania jako Ambasadorzy Marki. Ambasadorem może zostać każdy, kto zarejestruje się na stronie BabyOno i będzie miał szczęście zostać wybranym do testów. Tak to działa normalnie, my jednak dostaliśmy tę możliwość za sprawą ich strony na facebook’u, gdzie pierwsze 20 osób zgłaszających się do testów zostało Ambasadorami. Swoją drogą gorąco polecam stronę BO na facebook’u, gdzie organizowane jest wiele zabaw, konkursów, dzięki którym można wygrać różne produkty tejże marki.

Zarówno ja jak i Wiking lubimy produkty tej firmy, ba, nawet ostatnio okazało się, że mam jeszcze łosia z okresu mojego dzieciństwa, który również dzierży metkę BO. Większością rzeczy jakie mamy jestem zachwycona, choć i zdarzały się wpadki (a komu się nie zdarzają). No, ale nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu często spośród miliona firm oferujących produkty dla dzieci wybieram właśnie BO.

 

Czytaj dalej »

Używki są cool

    Jeśli ktoś myśli, że będę pisała tutaj o różnych formach uzależnień to się myli. Alkohol piję baaardzo okazjonalnie, nie palę. Jak każda kobitka jestem uzależniona od zakupów, niestety (a może i stety dla mojego portfela) w naszym miasteczku nie jestem w stanie dać mojemu nałogowi zapanować nade mną, ale jednak allegro pomaga mi się wyżyć na odległość ;). Ach jest jeszcze przynajmniej jedna rzecz od której jestem uzależniona i jest to…czekolada!!! Mmmmm…

    Ale nie o uzależnieniach miałam pisać. A używki o jakich chciałam poopowiadać to nic innego jak rzeczy z drugiej ręki. Jestem jak najbardziej za kupowaniem używanych rzeczy. Oczywiście nie wszystko co ludzie próbują upchnąć i odsprzedać nadaje się do sprzedaży (np. bielizna?!), ale meble, ubrania, różne rzeczy dla dzieci, jeśli ich stan jest dobry, to dlaczego nie? I tak np. spora część mebli jakie mamy, pochodzi z serwisu www.guloggratis.dk lub www.dba.dk. W mojej garderobie jest kilka rzeczy zakupionych w polskich second handach, duńskich genbrug’ach (sklep z rozmaitościami z drugiej ręki, zazwyczaj prowadzony przez miłe babcinki), lub na allegro.

Czytaj dalej »

Gdy dziecię nie chce „wyjść” i poród w DK

   No więc byłam jedną z tych szczęśliwych mamuś, szczęśliwego dziecka, które było tak szczęśliwie zadomowione w moim brzuchu, że nie chciało wyjść. No więc co w takiej sytuacji robi się w Danii? Ogólnie rzecz biorąc najchętniej nie robiono by nic, no, ale gdy czas przenoszenia zbliża się do dwóch tygodni, to lekarze/położne w końcu się litują nad ciężarną i zapowiadają wywoływanie. Niestety nie jest to zbyt fajna procedura, tym bardziej, gdy mieszka się daleko od szpitala i nie ma samochodu (na szczęście w moim przypadku, w tym czasie byli już u nas moi rodzice i mogli zawozić mnie do szpitala). No więc wszystko zaczyna się od umieszczenia ciężarnej w pokoju „porodowym”, sprawdzeniu postępów, a później podania prostaglandyny. Potem trzeba poczekać godzinę, by położna mogła podłączyć ktg i sprawdzić tętno płodu. Jeśli zabieg ten nic nie pomoże, to jest powtarzany wieczorem. I tu pojawia się problem, gdy mieszka się kawałek drogi od szpitala, to powrót do domu na godzinę nie ma sensu. W ten o to sposób spędziliśmy z mężulem w tych małych pokoikach trzy dni.  Czytaj dalej »