Zacznę od tego, że koniec końców na spotkanie do JC pojechałam w zeszłą środę. Spotkałam się ze swoją koordynatorką, swoją drogą bardzo sympatyczną kobitką (jakże miło mi było, że nie zauważyła, że nie jestem Dunką, ha, czyli mowa duńska in progress). Więc Charlotte (tak ma na imię w.w. pani), przedstawiła mi opcje, tego co teraz. Zaproponowała mi kurs, na którym mam nauczyć się jak szukać pracy ;) (na samą myśl już ziewam), miałby trwać od 4-6 tygodni od ok.9-15. Już raz na podobnym kursie byłam i wiem, że za wiele to on do życia nie wnosi (można nauczyć się pisać CV, które żeby było ciekawiej miałam przynieść gotowe na spotkanie z „szarlotką”), no ale lepsze to niż opcja nr 2, czyli „wielkie sprzątania miast”.
Zapytałam o opcję praktyk i tu wyłoniła się opcja numer 3, która najbardziej mi odpowiada. I tak umówiono mnie na praktyki w przedszkolu (a raczej na spotkanie w sprawie dostania się na praktyki). Miałam iść w piątek, ale zaraz przed wyjściem z domu okazało się, że zaistniała pomyłka i już znaleźli kogoś innego (no comment). Szczerze mówiąc trochę mnie to przybiło, bo skoro nawet na rozmowę w sprawie praktyk nie mogę się dostać, to co dopiero mówić o rozmowach o pracę. Na szczęście dzisiaj dostałam kolejny telefon i jest nadzieja, że los się jednak do mnie choć odrobinę „uśmiechnie”. Ale póki co nie zapeszam, zobaczymy co i jak już jutro.
Czytaj dalej »