Archiwum Bloga

Się coś przyplątało

Wiking się przeziębił, co prawda gorączki nie ma, ale kaszel i kapie mu z noska. Myślę, że i tak mamy sporo szczęścia, bo pierwszy raz zdarzyło mu się zachorować (nie licząc gorączki „zębowej” i „szczepionkowej”), a i to nie jest raczej niczym poważnym, tylko przeziębieniem. Z resztą całymi dniami biega i szaleje, jedynie noce są troszkę ciężkie, bo zdarzało mu się budzić co parę minut. Ale wczoraj przespał noc całą od początku do końca, jak to było za dawnych dobrych miesięcy ;).
Ale jak pisałam, za dnia energii mu nie brakuje, wspina się na co tylko może, lata przenosząc różne przedmioty i zabawki z jednej strony domu na drugą. Zaczyna też łączyć zabawki pod względem kolorów. Ogólnie rzecz biorąc, no cudny jest ten nasz łobuziak :).

A w szkole bez zmian. Tylko dojazd do szkoły jest coraz gorszy, zimno i ciemno coraz bardziej. Ach, nigdy nie wspomniałam o tym, że do szkoły jeżdżę na skuterze (wikingowy tata jest maniakiem dwóch kółek), więc powiem wiatru jest coraz to coraz zimniejszy. No, ale zawsze jest to spora oszczędność czasu. Ale oczywiście mimo spadających temperatur, przerwy dalej spędzamy na dworze (najgorzej jest gdy dzieciaki mają mokre włosy po w-fie).

A i jeszcze odnośnie zimna, to Wikinga na spacery zabieramy już odzianego w kombinezon, wszystko jest ok, maluchowi jest ciepło, ale w kombinezonie nie dość, że wygląda jak zapaśnik sumo vel ludzik micheline, to z chodzeniem w tym stroju też jest problem. Przynajmniej upadki nie są tak bolesne, gdy człowiek zapakowany jest w poduszki powietrzne ;). Trenujemy też teraz trzymanie za rękę, bo to naszemu Wikingowi się kompletnie nie podoba, „ja sam i już!”.

Czytaj dalej »

Wszawy problem

images

No wszawy i to dosłownie. Kiedyś jak jeszcze nie pracowałam w szkole, zawsze dziwiła mnie wszechobecna dostępność szamponów na no właśnie, na co? A no na wszy. W każdym markecie można takowy kupić. Teraz pracując w szkole wiem, że problem ten nie jest problemem bardzo często pojawiającym się. Piszę problem, choć nie wydaje mi się, że jest to dla nich problemem. Pamiętam jak, gdy ja chodziłam do szkoły, wszy były tematem tabu, co jakiś czas higienistka sprawdzała nasze włosy i jak owe zwierzątko się u kogoś znalazło to nikt o tym na głos nie mówił. Zawsze kojarzyło się to jednak z zaniedbaniem i niechjustwem. Tutaj jak tylko, u któregoś z uczniów zadomowi się owy mieszkaniec, to pojawia się na tablicy, na korytarzu informacja pt.”proszę państwa mamy wszy”.

   Mam nadzieję, że ja bynajmniej zwierzątka takiego nieświadomie nie przygarnę..
.

Zbliżają się…

…święta. No tak, w sklepach jest już jak najbardziej świątecznie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że wśród arsenału świątecznych rzeczy, znajdują się również świąteczne przysmaki. Zaopatrzyłam się ostatnio w kartonik gløgg (wina z przyprawami gotowego do picia, po podgrzaniu, podaję się go wraz z rodzynkami i migdałami), co prawda dość wolno mi idzie wypicie takiego kartonika, no, ale starcza na dłużej ;). Kupić można również różne smakołyki z marcepanem np. marcipan snitter (małekawałki marcepanu przekładane masą nugatową), snebolde (kule śnieżne, czyli marcepan w czekoladzie i białej polewie), różnego rodzaju czekoladki. W sklepach są również świąteczne ciastka takie jak pebernodder(ciastka korzenno, pieprzowe w kształcie małych kuleczek), brunkager (rodzaj pierniczków), vaniliekranse(kruche ciastka waniliowie), są również æbleskiver (okrągłe, smażone hmmm, nie wiem jak je nazwać, smakują troszkę podobnie do racuchów, a kształtem przypominają pączki).

Marcipan snitter w dwóch wersjachżródło internet

Marcipan snitter w dwóch wersjach
żródło internet

 

Czytaj dalej »

Nie ma złej pogody

   Gdzieś kiedyś przeczytałam, że w krajach skandynawskich ludzie uważają, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Mogę potwierdzić, że w Danii jak najbardziej się tak uważa. Szkolne dzieciaki a każdej przerwie muszą wychodzić na dwór, nie ma to tamto, deszcz, śnieg, pizgawica. Mnie oczywiście spotkała pewna przyjemność spędzania tych przerw razem z nimi. Dzieci z klas starszych zakładają tylko kurtki i już lecą na dwór (ach, wspomnienie polskich pań woźnych, które krzyczały, gdy ktoś tylko pokazał się z nieprzebranymi butami), a dzieci w zerówce są wyposażone w całą „dworną” wałówkę. Każdy maluch ma wśród swoich rzeczy gumówce, buty zimowe, kapcie, poza tym kombinezon zimowy i regntøj, czyli ubranie przeciwdeszczowe („gumowane” spodnie na szelkach, zakładane na spodnie dzienne, i taka też kurtka). No więc zależnie od pogody zakładają dany zestaw i dawaj na dwór. Na dworze szaleją, mają m.in. sztuczną górkę (jako, że wiadomo, iż Dania jest płaska jak naleśnik), z której spychają się, zrzucają, zjeżdżają na tyłkach i nikt o tym, że ktoś mógłby się pobrudzić nawet nie pomyśli. Na początku ciężko mi było na to patrzeć, ale w tej chwili już się po prostu nie przejmuję (heh, przypomniało mi się jak dziś jedna z nauczycielek ściągała dziecko z drzewa, bo oczywiście weszło, ale z zejściem już było gorzej ;) ).

 

Czytaj dalej »

   1 listopada oczywiście w Polsce jest dniem ważnym  tutaj święto to nie jest obchodzone. Z reszta cmentarze również różnią się od tych polskich. Groby wyglądają raczej jak te widziane w amerykańskich filmach, sam kamień bądź płyta z napisem i trawnik, oddzielone są od siebie niskimi żywopłotami. Cmentarze są dość małe, gdyż groby są rodzinne, zazwyczaj pochowane są w nich 4 osoby. Cmentarze rozmiarem zupełnie nie przypominają cmentarzy komunalnych, jakie są w Polsce, gdzie niejednokrotnie potrzebna jest mapa, również dlatego, że czeto nawet w małym miasteczku znajduje się cmentarz przykościelny  No i cmentarze te są bardzo czyste i zadbane, ale i smutne, chociaż trudno tu mówić, że cmentarz mógłby być wesoły.

  Tak zaczęłam o tych cmentarzach, mimo, że nie o tym chciałam napisać. W poniedziałek zmarła jedna z dziewczyn piszących bloga. Zmarła na raka. Przeglądałam jej stronę, którą prowadziła odkąd zachorowała, żeby coś po sobie zostawić  zwłaszcza swojemu synkowi. Strasznie mnie to dotknęło  gdy czytając o jej zmaganiach z choroba, widziałam jak dużo musiała wycierpieć. Cały czas walczyła, walka ta trwała dwa lata.

 

Czytaj dalej »

Na JC „zawsze” możesz liczyć

   Dobiegł koniec miesiąca, a co jest najlepsze w ostatnim dniu miesiąca? No oczywiście pieniążki na koncie, ale nie tym razem. Wchodzę na konto, a tam tylko pieniądze dla mężula mego, a co ze mną? Stresu się najedliśmy co nie miara, no bo za mężowe pieniądze to ledwie na rachunki wystarcza (tymbardziej, że w tym miesiącu jest do zapłacenia prąd). Więc do pracy jechałam z pikawicą, od razu wylądowałam u dyrektora z zapytaniem, gdzie są moje pieniądze. A on zrelaksowany twierdzi, że papierek już wypisany, no ale na wpłatę trzeba będzie kilka dni poczekać. O pieniądze ze szkoły nie problem się upomnieć, gorzej z tymi z kommuny, których za ostatni tydzień praktyk też nie dostałam. No więc dzwonię do nich na przerwie, po 9. WspaniałeJobCenter telefony od interesantów odbiera aż godzinę dziennie, między 9-10, jak można się domyśleć interesantów jest sporo, więc i ze załapaniem się na wolną linię też niełatwo, nie mówiąc o tym, że potem osoba, do której cię przekierowują też niejednokrotnie nie odbiera, no bo i po co?

Czytaj dalej »

loading...