Archiwum Bloga

Nie ma złej pogody

   Gdzieś kiedyś przeczytałam, że w krajach skandynawskich ludzie uważają, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Mogę potwierdzić, że w Danii jak najbardziej się tak uważa. Szkolne dzieciaki a każdej przerwie muszą wychodzić na dwór, nie ma to tamto, deszcz, śnieg, pizgawica. Mnie oczywiście spotkała pewna przyjemność spędzania tych przerw razem z nimi. Dzieci z klas starszych zakładają tylko kurtki i już lecą na dwór (ach, wspomnienie polskich pań woźnych, które krzyczały, gdy ktoś tylko pokazał się z nieprzebranymi butami), a dzieci w zerówce są wyposażone w całą „dworną” wałówkę. Każdy maluch ma wśród swoich rzeczy gumówce, buty zimowe, kapcie, poza tym kombinezon zimowy i regntøj, czyli ubranie przeciwdeszczowe („gumowane” spodnie na szelkach, zakładane na spodnie dzienne, i taka też kurtka). No więc zależnie od pogody zakładają dany zestaw i dawaj na dwór. Na dworze szaleją, mają m.in. sztuczną górkę (jako, że wiadomo, iż Dania jest płaska jak naleśnik), z której spychają się, zrzucają, zjeżdżają na tyłkach i nikt o tym, że ktoś mógłby się pobrudzić nawet nie pomyśli. Na początku ciężko mi było na to patrzeć, ale w tej chwili już się po prostu nie przejmuję (heh, przypomniało mi się jak dziś jedna z nauczycielek ściągała dziecko z drzewa, bo oczywiście weszło, ale z zejściem już było gorzej ;) ).

 

Czytaj dalej »

   1 listopada oczywiście w Polsce jest dniem ważnym  tutaj święto to nie jest obchodzone. Z reszta cmentarze również różnią się od tych polskich. Groby wyglądają raczej jak te widziane w amerykańskich filmach, sam kamień bądź płyta z napisem i trawnik, oddzielone są od siebie niskimi żywopłotami. Cmentarze są dość małe, gdyż groby są rodzinne, zazwyczaj pochowane są w nich 4 osoby. Cmentarze rozmiarem zupełnie nie przypominają cmentarzy komunalnych, jakie są w Polsce, gdzie niejednokrotnie potrzebna jest mapa, również dlatego, że czeto nawet w małym miasteczku znajduje się cmentarz przykościelny  No i cmentarze te są bardzo czyste i zadbane, ale i smutne, chociaż trudno tu mówić, że cmentarz mógłby być wesoły.

  Tak zaczęłam o tych cmentarzach, mimo, że nie o tym chciałam napisać. W poniedziałek zmarła jedna z dziewczyn piszących bloga. Zmarła na raka. Przeglądałam jej stronę, którą prowadziła odkąd zachorowała, żeby coś po sobie zostawić  zwłaszcza swojemu synkowi. Strasznie mnie to dotknęło  gdy czytając o jej zmaganiach z choroba, widziałam jak dużo musiała wycierpieć. Cały czas walczyła, walka ta trwała dwa lata.

 

Czytaj dalej »

Na JC „zawsze” możesz liczyć

   Dobiegł koniec miesiąca, a co jest najlepsze w ostatnim dniu miesiąca? No oczywiście pieniążki na koncie, ale nie tym razem. Wchodzę na konto, a tam tylko pieniądze dla mężula mego, a co ze mną? Stresu się najedliśmy co nie miara, no bo za mężowe pieniądze to ledwie na rachunki wystarcza (tymbardziej, że w tym miesiącu jest do zapłacenia prąd). Więc do pracy jechałam z pikawicą, od razu wylądowałam u dyrektora z zapytaniem, gdzie są moje pieniądze. A on zrelaksowany twierdzi, że papierek już wypisany, no ale na wpłatę trzeba będzie kilka dni poczekać. O pieniądze ze szkoły nie problem się upomnieć, gorzej z tymi z kommuny, których za ostatni tydzień praktyk też nie dostałam. No więc dzwonię do nich na przerwie, po 9. WspaniałeJobCenter telefony od interesantów odbiera aż godzinę dziennie, między 9-10, jak można się domyśleć interesantów jest sporo, więc i ze załapaniem się na wolną linię też niełatwo, nie mówiąc o tym, że potem osoba, do której cię przekierowują też niejednokrotnie nie odbiera, no bo i po co?

Czytaj dalej »

Zmieniło się cosik

   Ano zmieniło. W końcu wychodziłam sobie zajęcia w zerówce :). I tak od połowy zeszłego tygodnia na zajęcia chodzę do klasy 0A, która prowadzi I.. I. to starsza pani, która podejście do zajęć ma też trochę starsze i pewnie przydałby się im powiew nowości, no ale przynajmniej klasa jest o niebo spokojniejsza od klasy drugiej, w której byłam. A jak dzieciaki? No dzieciaki jak dzieciaki, rozgadane i pełne energii :). Jest kilkoro dzieci pochodzących z różnych krajów, jest i N., chłopiec, którego dziadkowie i mama są Polakami. Poznałam jego babcię i widzę, że się stara wpajać mu język polski, ale chyba mama już nie tak bardzo, stąd N. zna trochę polskich słów, ale jest ich niewiele.

   Niestety zmiana ta ma jeden minus, jako, że zajęcia w klasie przedszkolnej są tylko do 11.45, to muszę trochę więcej czasu spędzić w bibliotece niż dotychczas. I tak wymyślają mi tam kolejne, średnio ciekawe zadania, jak po raz 10ty sprawdzenie, czy książki znajdują się na swoim miejscu. A co panie z biblioteki robią w tym czasie? Są bardzo zajęte przeglądaniem gazet lub plotkami w pokoju nauczycielskim.

Czytaj dalej »

„Jeżdżę na kopiarce”

   Ostatnio podczas pracy w bibliotece, biblioteki nawet nie widziałam, a książki i owszem. Sztuk ich było 5, każda znacznej grubości i wszystkie 5 przeznaczone do skanowania. No, ale taki tu jest dziwny zwyczaj, że za nim coś się zeskanuje, no to najpierw się to kseruje (ponoć tak łatwiej, bo kopiarka skanuje już sobie sama, no tak, ale i tak myślę, że to podwójna robota i marnotrastwo papieru…). No więc stałam tak przez 2,5 godziny przy tym demonie marki Konica Minolta i kopiowałam, strona po stronce, książka po książce. Skanować jeszcze nawet nie zdążyłam ;). No cóż, wszystko przede mną :D. Chyba i tak lepsze to niż siedzenie i patrzenie w sufit. No, ale przyznam, że pod koniec drugiej godziny ciepło koparki, zapach tonera i widok książek napawał mnie o mdłości. Podziwiam studenckich kopiarzy ;). Ale i tak najzabawniejszy był plakat nad kopiarką, „mówiący” o tym, że kopiowanie książek jest niedozwolone ;),

   A co do sytuacji na froncie zwanym „domem”. No to nasz wikingowy tata się pochorował, niestety ale chyba natargałam tego wszystkiego ze szkoły i póki co to tylko nasz Wiking się przed tymi wirusami broni, no w końcu nie od parady nazywany jest Wikingiem ;).Tak więc leczymy mojego mężula, co by nam nie opadł na siłach, w końcu musi się rano zająć naszym maluszkiem.

Wiking też nam się trochę „popsuł”, coś go natchnęło na późne chodzenie spać i nie ma ochoty na spanie przed 23-24. I co tu poradzić…czekać aż zaśnie.

Była sobie dziura

źródło internet

źródło internet

Wypadek się zdarzył i w drodze powrotnej z zakupów złapaliśmy gumę, na trasie Fakta-> dom. Najpierw myśleliśmy, że po prostu zeszło powietrze, ale po napompowaniu koła, na drugi dzień znów mieliśmy flaka. Mowa oczywiście o kole wikingowego super pojazdu. Od razu szukałam stron, gdzie można owe koło zamówić, a jako że pojazd jest polskiej marki Tako, którą bardzo sobie chwalę, na nowe koło trzeba trochę poczekać.
Na szczęście mamy nasz dodatkowy wózek używany głównie podczas podróży autobusem.
No i na szczęście mamy wikingowego tate vel Macgyver’a, który za nim zdąrzyłam nowe koło zamówić, on już stare załatał, przy pomocy zestawu do naprawy kół rowerowych :D. A, no i odkryliśmy sprawcę dziury, kamyczek wielkości jakiś 3mm, z bardzo ostrym czubkiem, taka o igiełka.

Czytaj dalej »