Archiwum Bloga

Halo, halo wiosno, jak mnie słyszysz?

watermarked-IMGP7832No chyba nie słyszy… A już było tak pięknie, przewidywania pogodowe wskazujące plusowe temperatury, słoneczko…cud, miód i orzeszki normalnie, a tu dupa. Nagle owszem słoneczko było, ale mróz taki, że aż nie chce się wychodzić. Chociaż nie było tragedii, gdy wiatr się uspokoił, można było się przejść na spacerek, no ale jak tylko wiatr się zrywa, to jest tragedia, zimno, że aż szczypie. No i właśnie w taki małowietrzny dzień wybraliśmy się na spacer. Było bardzo przyjemnie, choć Wiking nie miał ochoty na bieganie, bardziej na noszenie, chyba zapomniał już ile waży ;) Czytaj dalej »

No i butelkę też Mam

watermarked-IMGP6200Dzisiaj chcę napisać o butelce Mam Sport Cup od firmy MamBaby. Oj zbierałam się do tego postu, recenzji strasznie długo, no ale jest ku temu powód. Mianowicie jakoś testowanie nam nie poszło, bo Wiking z butli tej po prostu nie chce pić, a przynajmniej póki co nie chce. Dla Wikinga picie wiąże się ze słomką, a jeśli nie słomka, no to butelka z której po prostu płyn leci, a tutaj trzeba jednak pociągnąć, jako, że mamy do czynienia z niekapkiem. No, ale nic straconego, to jest bidon i myślę, że butelkę póki co odłożymy, ale wrócimy do niej.

Czytaj dalej »

Maluch na turbodoładowaniu

watermarked-IMGP6744Czy ktoś się kiedykolwiek zastanawiał nad tym skąd w tej małej istocie, jaką jest dziecko bierze się ta cała energia? Ja na prawdę za Wikingiem już czasem nie nadążam. Ten maluch a chyba ukryty motorek w pupie, bo inaczej tego sobie wytłumaczyć nie mogę. Stać to to nie ustoi, posiedzieć też za długo nie posiedzi. Ha, tym bardziej śmieszy mnie stwierdzenie wiedźmy, jakoby sadzamy małego na wiele godzin przed telewizorem, a ten jak zaczarowany siedzi i ogląda. Niech wpadnie i spróbuję mieć chwilę spokoju za sprawą telewizora, bo jakoś bajki Wikinga kompletnie nie interesują, jedyne co przykuwa jego wzrok to reklamy i…jakiekolwiek pojawienie się na ekranie telewizora, psa. Ale w sumie, to wiedźma nie ma co przychodzić i sprawdzać, bo do domu bym jej nie wpuściła.  Czytaj dalej »

Chłopaki i ich zabawki

watermarked-IMGP6921Ponoć mężczyźni nigdy nie dojrzewają, przez całe życie uwielbiają zabawki i tylko ich cena się zmienia…oczywiście wzrasta. Widzę to po moim mężulu i jego hobby (liczba mnoga od hobby? ktoś wie?). No więc hobbym numer jeden są zdecydowanie dwukołowce i każdy element ich budowy od śrubki po tłumik. Hobby numer dwa to flippery, automaty do gier. Na szczęście nie w opcji hazardowej, a jedynie w opcji zbuduj, napraw i sobie pograj. W hobby numer trzy niechcący sama mężula wpakowałam kupując mały, zabawkowy, zdalnie sterowany helikopter. Tak się mu spodobało, że zabawki typu RC rosły i kolekcja się powiększała. W tej chwili to maszyny te nie mają już zbyt wiele wspólnego z zabawką. No i hobby numer pięć, czyli wszechobecna elektronika. Naprawianie, składanie, przerabiania i zabawa w Mac Gyvera. Ach, zapomniałam o nowym hobby numer sześć, czyli o akwarystyce… Czytaj dalej »

Maruda

watermarked-2013-03-03 15.57.00

Wiking się nie wyspał, więc marudzi. Nie wyspał się z prostego względu, nie chciał spać od 2 do 5. Na szczęście ja tą dziurę nocną mogłam „odrobić”, bo mężul zajął się rano potomkiem, choć tak na prawdę wiele do zajmowania się nie było, gdyż Wiking zjadł śniadanie i… zasnął. Niestety wszystko to ma wpływ na całodniowe marudzenie. Dlatego też poszliśmy na spacer, słoneczko świeciło, więc myślałam, że to małemu poprawi humor. No i poprawiło chwilowo, siedział sobie na ławeczce, na bieganie nie miał ochoty, ale był zadowolony, no tak, do czasu. Jak przyszła pora, by zbierać się do domu to już nie podobało się nic, ani siedzenie w wózku, ani chodzenie, tylko mamine ręce działały cuda.  Czytaj dalej »

Wszyscy razem

watermarked-IMGP7441Bo rodzina musi trzymać się razem, za równo w zdrowiu jak i w chorobie. Tak więc chorujemy sobie również razem. Co prawda jak do tej pory to tylko ja z mężulem zawsze jeden od drugiego coś łapaliśmy, a Wikinga jakoś wszystko omijało bokiem, no ale nie tym razem. I tak chyba mamy szczęście, bo pierwsza choroba Wikinga wypadła w wieku 17 miesięcy. Na szczęście to nic poważnego, był katar, był kaszel, no i pojawiła się podwyższona temperatura. Jak już miał 37,7st. to zdecydowaliśmy się na wizytę u lekarza, no ale niestety nie udało nam się go tam zapisać. Mężul zadzwonił, poinformował rejestratorkę co i jak, a ta powiedziała mu, że taka temperatura, to nie temperatura, co innego jakby to było 37,8st., no i że panuje wirus i wszyscy chorują. Dziękuję do widzenia. Powiedziała mu jeszcze, że jakby stan dziecka się pogorszył, to może zadzwonić do lægevagt (lekarz domowy, działający 24godz. na dobę) i go wezwać. Ten tekst akurat mocno mnie podirytował, bo my akurat z każdym katarem do lekarza nie latamy, więc jak już raz chcemy dla pewności skorzystać z należących się nam „usług”, to mówią nam, że zawsze możemy zadzwonić do lekarza domowego, który oczywiście jest płatny. Na szczęście Wikingowi już się poprawiło za sprawą wszelkich domowych medyków, nacieraniu i naklepywaniu, ale jakbym tak musiała dzwonić po lekarza, to chyba z rachunkiem bym wylądowała u pani recepcjonistki.  Czytaj dalej »