Archiwum Bloga

„Jeżdżę na kopiarce”

   Ostatnio podczas pracy w bibliotece, biblioteki nawet nie widziałam, a książki i owszem. Sztuk ich było 5, każda znacznej grubości i wszystkie 5 przeznaczone do skanowania. No, ale taki tu jest dziwny zwyczaj, że za nim coś się zeskanuje, no to najpierw się to kseruje (ponoć tak łatwiej, bo kopiarka skanuje już sobie sama, no tak, ale i tak myślę, że to podwójna robota i marnotrastwo papieru…). No więc stałam tak przez 2,5 godziny przy tym demonie marki Konica Minolta i kopiowałam, strona po stronce, książka po książce. Skanować jeszcze nawet nie zdążyłam ;). No cóż, wszystko przede mną :D. Chyba i tak lepsze to niż siedzenie i patrzenie w sufit. No, ale przyznam, że pod koniec drugiej godziny ciepło koparki, zapach tonera i widok książek napawał mnie o mdłości. Podziwiam studenckich kopiarzy ;). Ale i tak najzabawniejszy był plakat nad kopiarką, „mówiący” o tym, że kopiowanie książek jest niedozwolone ;),

   A co do sytuacji na froncie zwanym „domem”. No to nasz wikingowy tata się pochorował, niestety ale chyba natargałam tego wszystkiego ze szkoły i póki co to tylko nasz Wiking się przed tymi wirusami broni, no w końcu nie od parady nazywany jest Wikingiem ;).Tak więc leczymy mojego mężula, co by nam nie opadł na siłach, w końcu musi się rano zająć naszym maluszkiem.

Wiking też nam się trochę „popsuł”, coś go natchnęło na późne chodzenie spać i nie ma ochoty na spanie przed 23-24. I co tu poradzić…czekać aż zaśnie.

Dziecięce jedzonko

   W Danii sporą uwagę przywiązuje się do poprawnego żywienia dzieci. Poprawnego po względem jakości jedzenia, oczywiście inaczej to wygląda już z nastolatkami i osobami starszymi. No, ale jeśli chodzi o maluchy to wygląda to całkiem dobrze. W Polsce półki z produktami dla dzieci są przepełnione, tutaj wybór jest na prawdę minimalny, jeśli chodzi o obiadki lub deserki. Ale uwagę chciałam zwrócić na tutejsze kaszki. Kiedyś jeszcze kupowaliśmy je w Polsce, ale już tego nie robię, bo niestety te polskie są niepotrzebnie dosładzane. Tutaj najpopularniejszymi kaszkami (grød) są firmySemper i zarówno Wiking się nimi zajada, a ja je sobie chwalę za to, że zawierają, to co zawierać mają, nic poza tym (i bez cukru są już słodkie za sprawą mleka modyfikowanego). Kaszek jest nawet spory wybór. Cenowo wygląda to tak, że za pudełko kaszki (takiej już z mlekiem oczywiście) zapłacić trzeba ok. 30dkk=ok. 16zł, ale często pojawiają się na promocji, gdzie możemy kupić 3 opakowania za 60dkk, a ostatnio udało mi się kupić kaszki owsiane za 5dkk= ok.3zł za sztukę, czyli bardzo tanio. Co do picia dzieci, to nie ma szans na znalezienie tutaj herbatek dla małych dzieci, dzieci piją głównie wodę, ewentualnie herbatki parzone.

żródło internet

Kaszki z firmy Semper (są też i nowe, w innych opakowaniach)
żródło internet

 

 

Czytaj dalej »

Dzień nauczyciela

   W piątek, czyli 5 października był dzień nauczyciela. Plan był taki: część dzieci stała na parkingu z flagami, witając każdego nauczyciela, dwójka dzieci trzymała sztandar. Po dzwonku, pod pokojem nauczycielskim stała grupka uczniów z kartkami, na których było imię nauczyciela,z którym mają zajęcia (na wzór odbierania kogoś z lotniska). Zabierali nauczyciela do klasy, nosząc jego torbę, a w klasie reszta dzieci wiwatowała , stojąc z flagami i krzycząc hurra, hurra hurra. Na tablicy kilkoro dzieci wypisało podziękowania. Jeden z uczniów przyniósł dla K. czekoladę (nie było kwiatów i prezentów jak w PL).

   Dzień był luźny, więcej zabawy niż nauki, K. podarował dzieciakom flødboller. Później dyrektor ogłosił przez megafon, że umieszczono skrzynkę na życzenia dla nauczycieli. Dzieciaki wybiegły na korytarz i poszukiwały porozwieszanych kartek, przy których wypisany był szkolny żart i umieszczone były kartki dla nauczycieli, później uczniowie wypisywali je i wrzucali do skrzynki. Tak to mniej więcej wyglądało. Domyślam się, że nauczyciele dostali jakiś specjalny poczęstunek.

Czytaj dalej »

No to sobie tu troszkę „posiedzę”

   Szkoła, szkoła. Przygoda z duńską szkołą pozostanie ze mną jednak na trochę dłużej. Ku mojemu zaskoczeniu dostałam propozycję kontraktu na zasadzie løntilskud, czyli od 8.10 płacić mi będzie szkoła, wynagrodzenie w wysokości kontanthjælp + 8%. Nie jest to normalna umowa o pracę, bo np. za dni wolne typu ferie, szkoła mi nie będzie płacić, więc żeby nie zostać w tym czasie bez pieniędzy, będę musiała zgłaszać się do JC po kontanthjælp, na ten czas. Poza tym cały czas mogę szukać pracy i bez żadnego problemu będę mogła ją podjąć „zrywając” umowę. Czy jestem z tego zadowolona? Jak najbardziej, bo przynajmniej w dalszym czasie zdobywam doświadczenie, nie „wiszę” na łasce JC, a co za tym idzie nie wyślą mnie na jakiś bzdurny aktivering. Ach, no i zapomniałam dodać, że przy løntilskud, pracę wykonuje się 31 godzin tygodniowo.

   A odnośnie spostrzeżeń „praktycznych”: dzieci, czy pada deszcz, czy nie, na przerwach przebywają na dworze, a przynajmniej te z młodszych klas. I jak wiadomo w Danii sporo ludzi jeździ na rowerach, również dzieci, każde jest wyposażone w kask, który dostają z Kommuny. Poza tym teraz wiem, że nie wszystkie klasy są tak hałaśliwe i nie wszyscy nauczyciele pozwalają sobie na harmider, a już myślałam, że jest to normalne. A wiem to stąd, że nauczyciele przychodzący na zastępstwo, są zaskoczeni zachowaniem tej klasy i wprowadzają pewną dyscyplinę, oczywiście wszystko powraca do „normy”, gdy wraca nauczyciel „właściwy”. No cóż, ja bym chyba nie wytrzymała ucząc w takim hałasie, gdzie wyciągnięcie książki jest głośnie i trwa 10 minut.
Jeszcze jedna ciekawa rzecz mnie spotkała, a nauczyciel C. wrzasnął na dziecko, używając „pięknej łaciny”. No cóż, tak to jest jak ktoś pracuje, bo musi, a za dziećmi najwidoczniej nie przepada.

Czytaj dalej »

Zmiany są, ale czy na lepsze?

   No więc mimo bardzo pozytywnego nastawienia i nadziei na lepsze, okazało się, że jednak nie trafiłam do „zerówki”, tylko do klasy 2 i biblioteki. Co prawda w bibliotece jeszcze nie praktykowałam, bo albo nikogo tam nie było, albo musiałam się zwolnić i udać w podróż do JobCenter (ale o tym później). W 2 klasie niestety mam do „roboty” mniej niż w poprzednich klasach, bo moje zadanie polega głównie na obserwacji zajęć. Jakie spostrzeżenia? Jest jedna znacząca różnica między tutejszą a polską szkołę, mianowicie tutaj już w pierwszych klasach zajęcia podzielone są na przedmioty i każdego przedmiotu naucza inny nauczyciel. Przedmioty jakie są w 2 klasie to: duński, matematyka, plastyka, muzyka, gimnastyka, lekcja „klasowa” (u nas wychowawcza), chrześcijaństwo i natura. Jeszcze jakieś różnice? No np. takie, że każda klasa wyposażona jest w komputer, projektor, ekran dotykowy i lodówkę :D.

żródło internet

żródło internet

 
Czytaj dalej »

Od jutra coś nowego

   No więc od czego by tu zacząć. Odnośnie praktyk, w zeszłym tygodniu zmian na plus nie odnotowałam. Jak nauki było brak, tak jest brak. Ale dzisiaj był mój ostatni dzień w tej grupie, swoją drogą w końcu zaczęłam dogadywać się z dzieciakami, to mnie przenoszą. Ale odnośnie dnia dzisiejszego, to miałam okazję doznać kolejnego szoku. Jeden z pedagogów miał wolne, więc na zajęcia przyszedł Vikar (zastępca) i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie osobnik ten miał lat 19 i jedynym jego wykształceniem była szkoła handlowa. Ogólnie jest teraz na zastępstwie za nauczycielkę, która ma urlop macierzyński i wziął tę pracę, bo w sumie to ona sam nie wie co chce robić w życiu, może zostanie nauczycielem? Z jednej strony to dobrze, że dają szansę osobą bez doświadczenia (no bo dobrze wszyscy wiemy, jak to wygląda w Pl), no ale chłopak nawet nie ma wykształcenia, które ma cokolwiek wspólnego z pedagogiką. No a poza tym, dzięki niemu nie musiałam się dziś nudzić, bo gdy on odpoczywał, ja zajęłam się tym, co normalnie robi pedagog, który miał wolne.

żródło internet

żródło internet

 

 
Czytaj dalej »