Tydzień przeleciał dość szybko i był dość intensywny. Pogoda nam dopisała przez większość czasu, choć zdarzały się ulewy i burze. No, ale gdy było sucho, to słoneczko również świeciło, więc w zasadzie całe dnie po powrocie z pracy spędzaliśmy na zewnątrz, a i w weekend było na tyle ciepło, żeby Wiking mógł się popluskać. Czytaj dalej »
Archiwum Bloga
Intensywnie
Kolejne znaleziska
Tak jak mówiłam, na jednym poście o bibliotecznych znaleziskach się nie skończy. Dzisiaj będzie o kolejnej książce, a raczej książkach, w jakich się zakochałam. A są to książki duńskiego autora Anders’a Morgenthaler’a. Z książkami tego pana spotkałam się zarówno w bibliotece, jak i w klasie, gdzie nauczycielka czytała opowiadania dzieciom. Czytaj dalej »
Prosto i smacznie
Miałam ostatnio ochotę na coś słodkiego, niestety ciast raczej nie piekę (choć lubię je bardzo), bo mężul nie przepada za ciachami, więc nie ma komu ich zjadać. No i przypomniał mi się ostatnio deser/ciasto na zimno, która po raz pierwszy miałam okazję jeść w szpitalu po narodzinach Wikinga, a że robi się go 5 minut i mąż też go lubi, tak więc dziś nastąpiła produkcja ;). Czytaj dalej »
Cuda, cudeńka
Praca w bibliotece ma zdecydowanie jakiś plus (i to chyba jedyny, jaki znalazłam ;) ). Jaki? No, a co ma w sobie biblioteka najlepszego? Oczywiście, że książki! Mam możliwość pooglądania różnistych publikacji i przyznam się, że skupiam się na tych dziecięcych, gdyż tak jak pisałam, ostatnio interesują mnie one pod względem ilustracji. Niestety plus ten może i być minusem, bo później lista książek, które chciałabym kupić Wikingowi cały czas rośnie ;). Czytaj dalej »
Piku piku i po krzyku
W zeszłym tygodniu byłam na ostatnim z trzech szczepień HPV, o którym już kiedyś wspominałam (jest ono darmowe dla kobiet urodzonych po 1985 roku włącznie). No i przy okazji tego szczepienia stwierdziłam, że mogę również opisać, jak wygląda kwestia szczepień obowiązkowych w Danii, bo różnią się one nieco od tych zalecanych w Polsce.
10 palców mam
Już sporo czasu temu (czyżby to mogło być jeszcze przed narodzinami Wikinga?) kupiłam farby do malowania palcami. Pamiętam z czasów studiów, jaką mieliśmy zabawę, my stare konie, babrając się w farbie i malując ile wlezie (swoją drogą muszę zdobyć przepis na tamtejsze farby, które sami robiliśmy). Tak więc pomyślałam, że skoro dorosłym sprawia to frajdą, no to sprawi i Wikingowi. No i oczywiście frajdę mu sprawiło, ale już gorzej było z myciem wszystkiego wokół, włączając całą naszą trójkę (Tasja przed atakiem farby się jakoś uchowała ;) ).
Czytaj dalej »