No w końcu! U nas również pojawiła się wiosna, może nie są to upały, o jakich donosi rodzina z Polski, no ale pierwsza opalenizna jest już zaliczona. Niestety według www.dmi.dk nie potrwa to długo, przepowiadają nawet minusy nocą, ale jest nadzieja, że się mylą.
I tak o to Wiking spróbował grillowania po raz pierwszy w jego życiu, oczywiście póki co delektować mógł się jedynie zapachem piersiątek i kiełbaski (najlepszej na świecie, bo z Polski!), no ale z przyjemnością leżał na kocyku wraz z towarzyszącą mu Tasją.
A no właśnie, Tasja… Tasja to nasz zwierz z Alaski, czyli prawie 4letnia „Alaskanka Malamutka”, którą kilka lat temu zaadoptował mój mężul. Jest to psiak zaiste rozpieszczony, ale przekochany. Mieliśmy sporo obaw zanim pojawił się Wiking, gdyż baliśmy się jak „córeczka tatunia” go zaakceptuje, ale czas pokazał, że nie było czego się bać. Swoją drogą strasznie irytuje mnie, gdy widzę ogłoszenia, ludzi chcących oddać swoje psiaki, ponieważ spodziewają się dziecka. Nawiasem mówiąc ogłoszeń tego typu znajdujemy od groma i są to psiaki wszelkiej maści i wszelkiego wieku. Nie wiem jak można porzucić jednego członka rodziny na rzecz drugiego. Ludzie zapominają chyba o odpowiedzialności, jaka towarzyszy podjęciu opieki się nad zwierzęciem. Z resztą tysiące dzieci wychowywane jest ze zwierzętami i jakoś tragedii nie ma, a skoro już tragedia ma się zdarzyć to może lepiej przemyśleć zakup zwierzaka i zrezygnować z niego na rzecz potomstwa.. Tak więc my naszego kudłacza nie oddaliśmy i nie oddamy, dzięki temu Wiking ma włochate rodzeństwo.