Wczoraj spędziliśmy bardzo fajny dzień. Stwierdziliśmy z mężulem, że wybierzemy się do Aalborg’a, do centrum handlowego. Aalborg to jedno z większych miast w Danii, no i największe z nam najbliższych (ok.50km). Samochodu nie posiadamy, więc trzeba było zorganizować całą wyprawę autobusową. Tak więc spakowaliśmy całą, wikingową wałówkę i wsiedliśmy do autobusu. Wiking zerkał przez chwilę przez szybę po czym zasnął. Po ok. godzinie dotarliśmy na miejsce, wysiedliśmy o ok. 10 minut drogi od miejsca docelowego (jak się okazało, mogliśmy wysiąść obok centrum, no ale takie z nas ofermy, że dowiedzieliśmy się o tym w drodze do domu). Pogoda na szczęście sucha, lecz pochmurna, ale ku naszemu zdziwieniu w przeciągu dnia zmieniła się w bardzo słoneczną.
Najpierw poszliśmy do sklepu zoologicznego, bo mężul koniecznie chciał zobaczyć rybki do akwarium, którymi Wiking był zafascynowany. Potem wybraliśmy się do Aalborg Storcenter, gdzie możemy wybierać pomiędzy różnymi sklepami i hipermarketem. I tak udało mi się kupić kilka ciuszków dla Wikinga. Ubranka są tutaj okropnie drogie, ale jak się trafi na promocje, to możemy kupić coś za bezcen i tak np. w Name it kupiłam rzeczy przecenione ze 180kr. na 25kr..
W H&M też zawsze są fajne wyprzedaże, więc garderoba Wikinga wzbogaciła się m.in.
o kaszkiet i buciki do chrztu (te akurat w normalnej cenie). A my z mężulem kupiliśmy sobie filmy na DVD do naszej kolekcji, dla mnie mój ukochany „Dirty dancing”, który już kiedyś mieliśmy, lecz zaginął, a dla mężula zestaw „American Pie”, który nas trochę zawiódł, bo już w domu okazało się, że brakuje w nim części pierwszej (kto wydaje kolekcję od części drugiej?).
Po kilku godzinach zakupowego szaleństwa przyszła pora coś zjeść. Wybraliśmy się do Bones i… ODRADZAM! Zapłaciliśmy krocie, a jedzenie to totalny zawód. Myślę, że moja mina, gdy przyniesiono mi ogromny talerz, na którym były dwa kawałki piersi z kurczaka, była bezcenna (dodam, że za cenę tego „dania” mogę kupić 2,5kg piersi w sklepie). Jedzenie poza domem w Danii, jest drogie, ale tutaj stosunek ilość/jakość/cena to była przesada. Tak więc możemy powiedzieć, że w Bones byliśmy, zjedliśmy, nie pojedliśmy, zapłaciliśmy i więcej się nie wybieramy. Do domu wróciliśmy bardzo zmęczeni, ale zadowoleni ze wspólnie spędzonego czasu.
A teraz galeria zakupowa :) :