Przyszła pora na zrecenzjonowanie jednego z produktów, jakie otrzymaliśmy od firmy MamBaby i wybór padł na miseczkę Mam Baby’s Bowl, którą można zakupić TU w cenie 26,50zł (będąc fanem na stronie MB na facebook’u, otrzymujemy 20% zniżki na zakupy w ich sklepie). Sprawdzałam ceny w różnych sklepach (można je znaleźć zarówno w internecie jak i w sklepach stacjonarnych) i ze zdziwieniem stwierdziłam, że u producenta jest najtaniej. Miseczki są w trzech kolorach, my wybraliśmy turkusową :). Produkt ten przeznaczony jest dla dzieci od 6 miesiąca życia i przeznaczony jest m.in. do nauki samodzielnego jedzenia.
Jak my oceniamy miseczkę? Wykonana jest naprawdę ładnie i solidnie, oczywiście plastik nie zawiera BPA. Najpierw sprawdziłam przykrywkę i jej funkcjonalność i tu duży plus, przykrywka jest szczelna (choć oczywiście nie polecam rzucać zamkniętą miską, wypełnioną zupką) i bardzo łatwo się zakłada, z czym np. mieliśmy problem z poprzednio recenzjonowaną miską z BO. Miseczka składa się z tak jakby dwóch komór nie oddzielonych od siebie, co też bardzo nam się spodobało, zawsze z jednej strony mogą sobie leżeć ziemniaczki, a z drugiej np. mięsko.
Od spodu miska ma zdejmowaną przyssawkę, która niestety nam się nie sprawdziła (jeszcze, żadna z przyssawek przy miskach i talerzach nie działała tak jak należy), owszem przyssała się i to bardzo, ale po paru sekundach już Wiking mógł spokojnie podnieść miskę. Nie wiem co jest tego przyczyną, stół mamy gładki, z resztą próbowałam i na blacie kuchennym i zawsze efekt był taki sam.
Jest jedna rzecz w Mam Baby’s Bowl, która ją wyróżnia, coś co na początku nie miałam pojęcia po co tam jest, mianowicie z jednej strony miski jest coś w rodzaju rowka/korytka. Najpierw pomyślałam, że to po to by np. sos się tam zbierał, blisko, ale to nie to. Korytko jest po to by, gdy podamy dziecku zupkę, nie musiało ono przechylać miski, by dostać się do ostatków, bo zbierają się one właśnie w tym miejscu, tak więc raz dwa maluch wygarnie je łyżeczką. Ciekawy pomysł :), aczkolwiek mężul podając Wikingowi w miseczce kaszkę, stwierdził, że kaszkę ciężko się z korytka wydobywało (cichosza, ale ja z kaszką nie miałam problemów ;) ).
Podsumowując, jesteśmy jak najbardziej na tak i jedyne co byśmy zmienili to tą przyssawkę, choć naprawdę zaczynam wątpić, że ktokolwiek jest w stanie zrobić to lepiej, no i może fajnym dodatkiem byłaby łyżeczka/widelczyk, przymocowana do miski, wtedy byłaby ona świetna na wszelkie wyjazdy (ze względu na szczelność), choć to nie jest oczywiście niezbędne (za pewne każda mama ma niemały zestaw dziecięcych sztućców).
on je całym soba to jest cudowne