Śniegu sypania ciąg dalszy. Ciekawie zaczyna się tegoroczna zima. Zimy w Danii mieliśmy zawsze bardzo spokojne, czasem trochę śniegu i mrozu. Pamiętam jak parę lat temu, w styczniu wracałam boso, gdy obcasy dały popalić. W zeszłym roku śnieg mieliśmy przez jakieś dwa tygodnie, na koniec stycznia. Ale za to 2 lata temu też nas zasypało, ale też nie wcześniej niż w styczniu. Śniegu było tyle, że sięgał sporo powyżej kolan, wszystko pozamykali, bo nic nie dawało się odśnieżyć (za chwilkę i tak zasypywało chodniki i ulice).
No, ale powróćmy do stanu bieżącego. No więc sypie każdego dnia. Ostatnio wracając z pracy przypominałam sporych rozmiarów bałwanka. Ale za to dzieci, jak to dzieci ze śniegu są zadowolone. Czwartkowe zajęcia spędziliśmy na wycieczce na sanki (a raczej plastikowe ślizgacze). I tak z obiema, zerówkowymi klasami poszliśmy na wzgórze. Ponad 40 dzieci ciągnąca „sanki”, oj nie było łatwo dotrzeć na miejsce. Przejść musieliśmy dwa boiska, które pokryte były śniegiem po kolana (moje kolana, a co dopiero dzieci). Dotarliśmy nad wzgórze nad kanałem (kanał przebiega wzdłuż fiordu). I zjeżdżały z bardzo stromej górki, zjazd kończąc na metr przed wodą. Po paru zjazdach kilkoro dzieci już płakało, było kilka kraks, trochę krwi, no i zmarzniętych paluchów (wiało na tym wzgórzu nie miłosiernie). Większość dzieci dopadło wzgórze mniej strome. W sumie spędziliśmy tam ok 3 godziny, wszyscy byli troszku zmarznięci, ja również
mimo dwóch par spodni, no ale maluchy zadowolone. Mam nadzieję, że to ostatni taki wypad ;). A śnieg nas w dalszym ciągu nie opuszcza, ba! w niedzielę ma spać dodatkowe 25cm :/, już nie wiem jakim cudem dotrę do szkoły, bo te ponad pół godziny w śniegu po kolana i ciemnościach średnio mi pasuje, ale wikingowy tata mówi, że to dla zdrowia (póki co to wszystko mnie boli).
Za to Wiking siedzi (hmmm, w sumie siedzi rzadko, raczej biega w te i we wte) sobie z tatą i Tasją w ciepłym domku. Czekamy na wizytę wiedźmy (czyt. pielęgniarki), która ma się pojawić już w poniedziałek. Nawiązując do wiedźmy, to rozmawialiśmy o niej ostatnio z lekarzem Wikinga. Był tym faktem bardzo sfrustrowany i stwierdził, że mamy jej niecenzuralnie powiedzieć, by się odczepiła, potem napisać skargę. Stwierdził też, że ciekawym jest sprawdzanie dziecka przez okno i że może on tak zacznie sprawdzać stan zdrowia pacjentów, wiecie zimny łokieć i oczy skierowane w okna, w ten sposób mógłby stwierdzić, że wszyscy wyglądają zdrowo i dyżur kończyłby raz dwa. Koniec końców powiedział, że możemy powiedzieć, że lekarz ocenia rozwój Wikinga na lepszy niż dobry i prawidłowy (Wiking oczywiście latał po całym gabinecie, otwierał drzwi i zwiedził wszystko, pośmiał się też trochę z lekarzem, a może z lekarza ;) ). Przypomniała mi się jeszcze sytuacja z pokoju zabiegowego, gdzie pielęgniarka pobierała krew z palca wikingowego taty, któremu średnio ten pomysł się podobał, no a co robił Wiking, uśmiechał się szyderczo do taty, a jego mina mówiła „ha! masz za swoje, teraz to Ciebie kłują!”.
A tu upolowane dzisiaj w genbrugu ciuszki, 50kr a jakie cudeńka. Koszula z Lego (tak, tak, w Danii można dostać sporo ubranek marki Lego :) ) jest świetna, bo jest ciepła, w sam raz na teraz.