Małe marzenia

163147_1674288331626_6298234_nCel numer 1 spełniony. Tak! Mam upragniony dokument (ok póki co tymczasowy) uprawniający do jazdy samochodem :D:D:D. Wiem, wiem, dla niektórych to nic wielkiego, ale dla mnie to krok milowy, bo starania o prawko rozpoczęłam wiele, wiele lat temu w Polsce.Wtedy za pieniądze zarobione w Danii, zapisałam się na kurs, niestety mimo pełni optymizmu mojego i instruktora, to jak to często w Polsce bywa nie zdałam (przy okazji miałam ochotę zrobić krzywdę egzaminatorowi). Później wyjechałam do Danii i na kolejne egzaminy przyjezdrzałam z coraz to większym stresem, bo albo już testy traciły ważność i musiałam zdawać je na nowo, albo ciężko było zapisać się na termin (bo bywało i że czas oczekiwania wynosił 3 miesiące).
Presja rosła, stres stawał się na tyle duży, że na widok WORDa mnie ściskało w żołądku. W Polsce też bywałam zazwyczaj raz w roku, więc koniec końców się poddałam.

Czemu nie wzięłam się za kurs w Danii wcześniej? Z bardzo prostego powodu, nie stać mnie było na kurs i dopiero teraz dzięki pracy mogłam sobie na taki luksus pozwolić. Ile taki kurs kosztuje? No niestety sporo, ja zapłaciłam 12900kr (ok. 7tys zł) plus trzeba jeszcze dodać do tego badania ważne 3 miesiące za około 250zł, 8 godzinny kurs pierwszej pomocy za około 200zł i w zależności od szkoły wynajem samochodu na egzamin (około 250zł) i egzamin (około 300zł) oraz abonament na jakiejś stronie z testami (ceny zależne od długości trwania abonamentu, min. 50zł). W moim pakiecie akurat pierwszy egzamin i wynajem był w cenie.

Podstawowy pakiet i to jak sam kurs wygląda róźni się dość bardzo od tego w Polsce.

Raz w tygodniu (2 lub 3 godziny) są wykłady z teorii, wszystko od budowy silnika po testy. No i jazdy, które zaczynają się od 4 godzin (lekcyjnych) na kravlegård, czyli “chodziku”. Jest to plac przy “Wordzie”, gdzie w 4kę, każdy w swoim samochodzie, wyposażony w walkie talkie, wykonuje to co instruktor każe. Czyli róźne elementy parkowania, jazda slalomem, ósemka tyłem itp. Dopiero potem zaczynają się jazdy na ulicy.

Tutaj każda szkoła ma takie samochody, jakie chce. Ja jeździłam Audi A3 i Oplem Astrą (szkoła ma też nowego Mercedesa, ale tego nawet nie widziałam ;)). Szkoły w większych miastach konkurują również samochodami, więc można trafić nawet na kabrioleta ;).

Na drodze ma się do wyjechania 16godzin lekcyjnych, co jest moim zdaniem niewiele, dla kogoś kto dopiero uczy się jeździć. Godziny te są zaplanowane w ten sposób, że np. jednego dnia ćwiczymy parkowanie, innego jazdę poza miastem, kolejnego jazdę w mieście, jazdę po ciemku i jazdę na autostradzie. Ja czasami czułam niedosyt, bo np. gdy ćwiczyłam parkowanie to miałam raptem dwie próby i już musieliśmy jechać do innego miasta po kolejnego kursanta. Trzeba liczyć się również z tym, że jazdy w większości szkół są tylko w tygodniu, na szczęście mi udało się tak planować wszystko z instruktorami, że nie musiałam brać wolnego (oprócz na jazdy na placu i egzaminy).

Egzamin teoretyczny odbywa się w “WORDzie”, każdy siedzi przy osobnym stoliku, obrazki wyświetlane są na dużym ekranie (nie najlepszej jakości) i uwaga w większości “województw” zarówno pytania jak i odpowiedzi są czytane przez lektora, nie widzi się tekstu. My na kartce wpisujemy Tak lub Nie, przy każdym z pytań (pytań do obrazka jest min. 2 max 4, obrazków jest 25). Nasze odpowiedzi możemy poprawiać.

Po egzaminie czekamy na wyniki, można mieć max. 5 błędów (na 25 pytań). Oczywiście egzamin jest w języku duńskim, ale wiem, że można prosić o pomoc tłumacza.

 

Po egzaminie mamy jeszcze kolejne 4 godziny lekcyjne jazd na placu, tym razem są to bardzo przydatne ćwiczenia, których moim zdaniem brakuje w Polsce. Jest to m.in. awaryjne hamowanie przy różnych prędkościach, wypadanie z jezdni, wymijanie, zakręcanie również przy różnych prędkościach i jazda po mokrej nawierzchni (odpowiadającej poślizgowi, jak na śniegu), gdzie również się hamuje, wymija, wpada specjalnie w poślizg. Wszystko jest znów w grupach jak przy “chodziku”, czyli 4 samochody i walkie talkie. Naprawdę rewelacyjna sprawa.

I tak po zaliczeniu wszystkich punktów czeka się na termin egzaminu. Ja miałam po dwóch tygodniach od teoretycznego, przed egzaminem miałam jeszcze 2 ostatgnie godziny jazd.

Na egzaminie praktycznym, podobnie jak w Polsce najpierw musimy odpowiedzieć na pytania odnośnie mechaniki, czyli pokazać i sprawdzić np. światła, opony, tłumik itp. A później około 25min jazdy po mieście, gdzie bardzo ważne jest by zawsze jechać możliwie najszybszą, dopuszczalną prędkością, czyli jak jest 80km/h to tyle należy jechać (w Polsce jak było 50 km/h to mówiono mi, żeby jechać 40, tutaj można za to oblać), inną ważną sprawą jest odwracanie się, by sprawdzić “ślepe kąty” (to czego nie widać w lusterkach), za każdym razem. Poza tym możemy zostać poproszeni o parkowanie prostopadłe, równoległe tyłem i zawracanie po łuku (z wykorzystaniem skrzyżowania) lub na 3.

Ja trafiłam na rewelacyjnego egzaminatora, który widział, jak bardzo się denerwuję i starał się mnie odstresować zwyczajną rozmową o wszystkim i o niczym. Na koniec, gdy wróciliśmy do “WORDu” powiedział, że mam już nie myśleć o prawku, bo ZDAŁAM!!! Wypisał tymczasowy dokument, a ja się popłakałam ze szczęścia ;).

Opłacało się padać ze zmęczenia (gdy czasem jechałam do pracy autobusem o 6:15, wracałam o 16, gdzie już czekał na mnie instruktor, potem teoria i powrót do domu o 21, rekordem była 22), choć największym problemem był brak czasu spędzonego z Wikingiem. No, ale dzięki temu, po 2,5 miesiąca odkąd się zapisałam, mogę cieszyć się jazdą samochodem. No tak, bo samochód kupiliśmy już tego samego dnia (akurat tak się złożyło, że pasował ten dzień właścicielowi na spotkanie) i tak się złożyło, że mogłam już nim wracać do domu ;). Teraz po 3 tygodniach i przejechaniu już ponad 2tys. km., stwierdzam poraz kolejny, że samochód w Danii to konieczność. Nawet mężul, który nie przepadał spędzać czasu w samochodzie, teraz co chwilę wymyśla, gdzie by tu nie pojechać ;). Ogromnym plusem jest to, że mogę o godzinę później jechać do pracy i o godzinę wcześniej jestem w domu (już nie mówiąc o tym, że jazda autobusem przy tych temperaturach nie jest naprzyjemniejsza).

A i oczywiście mam to szczęście, że mam w domu zdolnego męża, który jak trzeba to potrafi pogrzebać przy naszym rumaku (nie, nie jest mechanikiem, zdolny samouk :) ).

Ale, ale jeszcze ważna informacja odnośnie samochodu. W Danii samochody do najtańszych nie należą, ale poza ceną samochodu trzeba liczyć sie z dodatkowymi kosztami. Pierwszy koszt to przerejestrowanie samochodu (cena to ok. 250zł), jeśli samochód nie został wcześniej wyrejestrowany to tyle, ale jeśli stracił już tablicę, to trzeba liczyć się z dodatkowym kosztem założenia tablic.

Poza rejestracją mamy oczywiście opłatę za ubezpieczenie. Ja mam to szczęście (haha), że skoNczyłam 30 lat, więc kosztowało mnie ok. 2500zł, jeśli kierowca jest młodszy, to ta kwota rośnie zazwyczaj min. dwukrotnie. Ostatnią opłatą jest afgift, czyli opłata podatkowa, której kwota zależy od tego, jaki mamy samochód, jak zanieczyszcza środowisko. Taki rachunek przychodzi co pół roku (nas kosztuje ok. 1500zł na pół roku).

Na koniec życzcie mi szerokiej drogi ;).

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>