No i tak, wysłana zostałam na kurs…a może zesłana? Kurs pt. Jak szukać pracy organizowany przez firmę, której właściciel sam kiedyś stracił pracę, ponad roka czasu szukał nowej, nie znalazł, więc wpadł na pomysł: hej! Takich niedorobków jak ja jest więcej, trzeba na nich zarobić ;).
Na szczęście sama za to to nie płacę, kurczę, znalazłabym mnóstwo lepszych zastosowań dla tych pieniędzy.
Ale, ale. Ja na prawdę miałam nadzieję, że jednak ten kurs pomoże. Tyle to się nasłuchałam, jakie to mają kontakty i znajomości z firmami, oj tak, poproś o podanie jednej nazwy i wszyscy zaczynają się jąkać. Mają też ponoć świetne statystyki, bo ponad połowa kursantów nie wraca już do JobCenter. Teraz mnie to nie dziwi. Ludzie łapią się wszystkiego, byleby tu nie siedzieć. Ale po pierwsze to nie zasługa kursu, bo ludzie sami wynajdują miejsca pracy…a no właśnie pracy. Pracy raczej nie znajdują, a jedynie praktyki, które rzadko kiedy kończą się zatrudnieniem, a jeśli już to kontraktem typu lontilskud, czyli pracą na pół roku, za pół darmo, co niestety znam z własnego doświadczenia. Ale fakt, wszystko jest lepsze niż siedzenie 6 godzin dziennie przed komputerem i nie robieniem niczego.
No bo niestety, ale tak ten kurs wygląda. Nic nie jest zorganizowane, po prostu siedzimy przed komputerami i szukamy pracy. I tak w dzień pierwszy słuchałam wykładu organizacyjnego, czyli bla bla bla, w stylu nie potrzebne Ci znajomości, ale pani to mówiąca każdą pracę znalazła przez znajomych, nigdy nie szukała pracy tradycyjnie.
Dzień drugi pobawiłam się swoim CV, skróciłam, „wygładziłam”, po czym przepisałam je na dwie strony „poszukiwania” pracy.
Dzień trzeci, skończyłam CV i pojechałam złożyć je w… dwóch fabrykach, bo twierdzę, że jakakolwiek praca jest lepsza niż JC, a i lepiej szukać tej wymarzonej, z godną wypłatą na koncie.
Później było wolne, kolejne kościelne święto, wielce wierzących Duńczyków ;).
W tym tygodniu poniedziałek spędziłam na rozsyłaniu CV i listów motywacyjnych, na wszelkie interesujące mnie ogłoszenia i…znalazłam ogłoszenie o pracę idealnę, piękną, wspaniałą, wymarzoną i modlę się, żeby to mnie ona przypadła (tu z miejsca proszę o wszelkie modlitwy, nieważne do jakiego Boga).
Wczoraj też dotarło do mnie, że pracy biurowej nigdy nie będę wykonywać, bo po 6 godzinach przy komputerze wysiadły mi plecy, oczy i najgorsze nadgarstek, który został porządnie „wykorzystany” w czasach pracy w fabryce.
A dzisiaj? W planie mam wyszukanie adresów wszystkich instytucji mnie interesujących i do części przejechanie się, do pozostałych wysłanie mail’i. Ale szczerze mówiąc zostawie to na jutro, bo dzisiaj głowa mi już pęka.
Co robi reszta? Jeździ, a czasem mówi, że jeździ po firmach, byleby stąd uciec, albo siedzą na facebook’ach i innych stronach, jak najbardziej z pracą nie związanych. Bo prawda jest taka, że ile można przeglądać ogłoszenia, nie pojawia się ich tak wiele każdego dnia.
Zastanawiam się jeszcze co zrobić, by zwiększyć swoje szanse na tę pracę wymarzoną. Mają internetowe przyjmowanie zgłoszeń, co już zrobiłam (teraz żałuję, że mojego listu jeszcze trochę nie podkręciłam, no ale było minęło). Zapytałam konsultantkę co o tym myśli, czy się tam wybrać (dodam, że jest to kawałek podróży), ona powiedziała, że lepiej zadzwonić, no ale… co mam powiedzieć? „Hej widziałam, że szukacie kogoś do pracy, wysłałam Wasm zgłoszenie”? A może ich nastraszę, że jak mnie nie przyjmą to pożałują? ;). Co robić, co robić…
Ach i jeszcze mały update co tam u nas słychać. Dzisiaj dostałam potwierdzenie, że moje dziecię dostało się do przedszkola i zdziwiona nie jestem (wiem, wiem w Polsce o miejsca trzeba walczyć, tutaj walczą o dzieci), gorszy jest fakt, że dostał się nie tam gdzie chcieliśmy. Mamy przedszkole położone dosłownie 200m od nas, ale oczywiście dostał się do tego, do którego trzeba iść 30 minut pod górkę (my jak my, no ale 3latek, tak z rana?). Zobaczymy czy uda się jeszcze coś zmienić, jak nie, trudno, tatuś potrenuje spacerki :P ;).
Widze, ze urzedy pracy w Polsce i Danii pracuja podobnie :-/ Trzymam kciuki za te prace wymarzona
Jest pewna różnica, w Polsce w UP otwarcie traktują Cię źle, pokazując gdzie jest Twoje miejsce, tutaj się chcą Cię wykończyć z uśmiechem na twarzy ;)
a myslisz, ze latwiej by bylo Tobie znalezc prace gdybys miala dunski papier, mam na mysli np pedagogike skonczona w danii, a ten kontanthjæp moza brac w nieskonczonosc, szukanie pracy ponizej kwalifikacji to tez zamnkniete kolko bo jesli 2 osoby do wyboru na stanowisko np sprzataczki jedna bez wyksztalcenia druga np po studiach to moim zdaniem nie wybiora tej po studiach bo to logiczne ze im zwieje jak tylko nadarzy sie okazja plus aspekty psychologiczne , zawsze mozna ukryc kwalifikacje…
Czy byłoby łatwiej? Myślę, że tak, ale nie jestem pewna, wydaje mi się, że jednak jak mają do wyboru Duńczyka, a mnie to jednak skłonią się w stronę Duńczyka. A tak jak piszesz, do innej pracy mogę być przekwalifikowana, chociaż na plus jest doświadczenie w pracy w fabryce ;)
zreszta nie masz sie co na zapas martwic, napewno prace znajdziesz predzej czy pozniej, ten kryzys wiecznie trwac nie bedzie a i o tyle w danii masz dobrze ze jest ten kontanthjælp, gdybys nie miala prawa do tego kontanthjælp to moglabys sie martwic
Dokładnie to samo powiedziałam dzisiaj mężowi, że dzięki Bogu jest ten zasiłek, bo mieszkając w Polsce, w tej sytuacji byłoby źle. A pracować po prostu chce, bo poleganie na JC mnie po prostu denerwuje, chce niezależności finansowej, ale, no w końcu musi się udać! :)
niestety ja jestem w Polsce i wszystko bardzo podobnie…tragedia ogólna :(
aa i jeszcze nadmienię,że…po studiach magsterskich skończyłam dwie podyplomówki bo doradzano mi podniesienie kwalifikacji pomimo,że miałam stałą pracę.No więc zainwestowałam i zrobiłam pedagogikę wczesnoszkoln ai przedszkolną a teraz kiedy już jestem bez pracy pokazuję te papiery w urzędzie pracy i co słyszę? a nie ma pani czegoś więcej? musi się pani przekwalifikowac. Cztery zawody…i co? niech się pani przekwalifikuje…:(:( ciekawe ile pani za biurkiem ma…papierków i kwalifikacji.
Żart. Pani za biurkiem ma jeden ważny papierek, więzy krwi i znajomości…
Trzymam kciuki za tą wymarzoną pracę… Jak tak czytam to aż się boję co mnie za rok czeka, bo niby jestem zatrudniona ale po macierzyńskim na stare miejsce pracy nie wrócę i też wezmę się za poszukiwanie… Ehh
Powodzenia!
Dziękuję i też powodzenia życzę :).