Całe moje życie mieszkałam w bloku, ba i to nie byle jakim, a 10piętrowym. Nigdy nie ciągnęło mnie domków jednorodzinnych, a moim ewentualnym marzeniem było mieszkanie poziomowe, ale przez ostatnie lata wiele się zmieniło. Od 4 lat mieszkamy w domu. Wynajmujemy parter, na piętrze jest jeszcze jedno mieszkanie, ale od dawna nie używane. Nasze mieszkanie ma wiele mankamentów, zwłaszcza właściciela, no ale nie o tym mowa. Pomijając wszelkie minusy, ma jeden ogromny plus… ogród. I mimo, że ten też nie jest idealny, a raczej od ideału daleki, to i tak baaardzo cieszę się, że jest.
Uwielbiamy spędzać tam czas, a jak już dochodzi do tego piękna pogoda, to już mamy raj na ziemi. Ostatnio do łask powrócił basenik, no dobra, co prawda stary basenik jak się okazało został rozszarpany (jakimś cudem), ale na szczęście w Netto mieli akurat w ofercie podobne, więc raz dwa kupiliśmy, napompowaliśmy i mogliśmy podziwiać ekscesy naszego dziecięcia. A wodę to on kocha i siedzieć w niej mógłby cały dzień. Z przerwami na huśtanie na drzewie (tak, tak, w końcu mamy huśtawkę, mamy i drzewo, więc wszystko gra, poza tym oboje stwierdziliśmy, że dodaje ona uroku naszemu ogrodowi), bieganie, zabawę z psem, piaskownicę i wjeżdżanie samochodzikiem na taciny stół warsztatowy.
A my poza podziwianiem naszego Wikinga, lubimy grillować i gdy tylko jest okazja to w ten sposób przygotowujemy obiad.
Niestety pogoda się nie utrzymała, bo wczorajszej nocy burzyło, a dziś cały dzień jest pochmurnie. Więc Wikingowi pozostał tylko spacer i obserwowanie ogrodu z okna, na które ostatnio wiecznie się wdrapuje (jakieś sposoby na zabezpieczenia okna przed otwieraniem?). No i jest jeszcze nadzieja, że siedząc w domu może uda się Wikingowi namówić mnie na jego ukochane „śniki”, bo jest to jedyne co mówi, gdy zapytam się co by zjadł… zdarza się jeszcze makaron (np. z deficytowym serem).
A już od poniedziałku koniec lenistwa, bo JC wysyła mnie na kurs „poszukiwania pracy”, czyli z tego co słyszałam, 6 godzin dziennie przez 6 tygodni będę siedzieć przed komputerem i szukać pracy, więc żegnajcie wakacje… :(.
Teraz nie wyobrażam sobie życia w domu bez ogrodu. Marzymy o kupieniu w przyszłości czegoś swojego, czegoś z ogrodem ;). Mężul mógłby mieszkać i na końcu świata, gdzie psy…. szczekają, ale ja aż tak zmienną nie jestem i mimo, że oddalam się od wizji mieszkania w bloku, to jednak w mojej wizji w dalszym ciągu występują jacyś sąsiedzi i choćby przedmieścia, ale jednak miasta :).
A ja mialam na odwrot. Wychowalam sie w domu z duzym ogordem a teraz mieszkam w bloku i z mieszkania z domu chyba tego ogrodu mi najbardziej brakuje.