Nadszedł dzień, na który z mężulem czekamy cały rok. A konkretniej dzień przed Zielony Świątkami, kiedy to w mieście ma miejsce Pinse Parade i zjeżdżają się dwukołowce i klasyki z całego regionu. Wyczekiwaliśmy cały tydzień, sprawdzając cały czas prognozę pogody, no i były już chwile zwątpienia, czy pogoda dopisze. I tak trudno uwierzyć, że jeszcze w poniedziałek miałam na sobie zimową kurtkę, cały tydzień padał deszcz, a dziś cud! Ponad 20 stopni i piękne, niebieskie niebo :D.
I tak ok. 11 zebraliśmy się w trójkę i wyruszyliśmy do centrum miasteczka, a tam tłumy. Tyle samochodów na paradzie jeszcze nie widziałam. Pooglądaliśmy, posłuchaliśmy wspaniałego dźwięku silników, który wywołuje u mnie gęsią skórkę. Później samochody i motocykle odjechały, a my wybraliśmy się nad morze i pierwsze w tym roku ogromne lody. Wiking na loda ochoty nie miał, dziwne to nasze dziecko ;).
Po powrocie do domu stwierdziliśmy, że aż żal marnować taki dzień na siedzenie w czterech ścianach i zabraliśmy Tasję do ogrodu. Tam przesiedzieliśmy cały dzień, taka prawda, że nawet do kuchni nie chciało nam się wchodzić, więc mężul pojechał po coś na grilla.
A że pogoda była aż tak fantastyczna, to postanowiliśmy nadmuchać Wikingowi basenik i ten pluskał się jak szalony. Był na tyle aktywny, że jak wróciliśmy przed 20 do domu, to pobawił się chwilę, po czym padł pod krzesłem. Myślałam, że to już na dobre i zaśnie do rana, ale jednak wybudził się jeszcze i póki co jeszcze drepcze po pokoju.
Muszę powiedzieć, że to był na prawdę wspaniały dzień i tego pana od pogody prosimy o więcej takich!