Archiwum Bloga

Zmieniło się cosik

   Ano zmieniło. W końcu wychodziłam sobie zajęcia w zerówce :). I tak od połowy zeszłego tygodnia na zajęcia chodzę do klasy 0A, która prowadzi I.. I. to starsza pani, która podejście do zajęć ma też trochę starsze i pewnie przydałby się im powiew nowości, no ale przynajmniej klasa jest o niebo spokojniejsza od klasy drugiej, w której byłam. A jak dzieciaki? No dzieciaki jak dzieciaki, rozgadane i pełne energii :). Jest kilkoro dzieci pochodzących z różnych krajów, jest i N., chłopiec, którego dziadkowie i mama są Polakami. Poznałam jego babcię i widzę, że się stara wpajać mu język polski, ale chyba mama już nie tak bardzo, stąd N. zna trochę polskich słów, ale jest ich niewiele.

   Niestety zmiana ta ma jeden minus, jako, że zajęcia w klasie przedszkolnej są tylko do 11.45, to muszę trochę więcej czasu spędzić w bibliotece niż dotychczas. I tak wymyślają mi tam kolejne, średnio ciekawe zadania, jak po raz 10ty sprawdzenie, czy książki znajdują się na swoim miejscu. A co panie z biblioteki robią w tym czasie? Są bardzo zajęte przeglądaniem gazet lub plotkami w pokoju nauczycielskim.

Czytaj dalej »

„Jeżdżę na kopiarce”

   Ostatnio podczas pracy w bibliotece, biblioteki nawet nie widziałam, a książki i owszem. Sztuk ich było 5, każda znacznej grubości i wszystkie 5 przeznaczone do skanowania. No, ale taki tu jest dziwny zwyczaj, że za nim coś się zeskanuje, no to najpierw się to kseruje (ponoć tak łatwiej, bo kopiarka skanuje już sobie sama, no tak, ale i tak myślę, że to podwójna robota i marnotrastwo papieru…). No więc stałam tak przez 2,5 godziny przy tym demonie marki Konica Minolta i kopiowałam, strona po stronce, książka po książce. Skanować jeszcze nawet nie zdążyłam ;). No cóż, wszystko przede mną :D. Chyba i tak lepsze to niż siedzenie i patrzenie w sufit. No, ale przyznam, że pod koniec drugiej godziny ciepło koparki, zapach tonera i widok książek napawał mnie o mdłości. Podziwiam studenckich kopiarzy ;). Ale i tak najzabawniejszy był plakat nad kopiarką, „mówiący” o tym, że kopiowanie książek jest niedozwolone ;),

   A co do sytuacji na froncie zwanym „domem”. No to nasz wikingowy tata się pochorował, niestety ale chyba natargałam tego wszystkiego ze szkoły i póki co to tylko nasz Wiking się przed tymi wirusami broni, no w końcu nie od parady nazywany jest Wikingiem ;).Tak więc leczymy mojego mężula, co by nam nie opadł na siłach, w końcu musi się rano zająć naszym maluszkiem.

Wiking też nam się trochę „popsuł”, coś go natchnęło na późne chodzenie spać i nie ma ochoty na spanie przed 23-24. I co tu poradzić…czekać aż zaśnie.

„Ciężarne” gratisy

   Ostatnio przyszła zamówiona przez nas wikingowa fotoksiążka. Niewielkich rozmiarów, wyłącznie dla niego, podsumowująca pierwszy rok. Zdecydowałam się na nią, bo dostaliśmy ją za darmo, zapłaciłam tylko 39kr kosztów wysyłki. A dlaczego książka była darmowa? No i tu powoli zmierzam do tematu posta. Co prawda w ciąży już od dawna nie jestem, to ostatnia paczka jaką dostałam, jest następstwem paczki z czasów ciąży. I jest to paczka z Libero
Także może opowiem trochę o paczkach jakie można dostać. Zacznę o wyżej wspomnianej paczki z Libero. Aby ją dostać, należy zarejestrować się w Libero KlubbenNa jakiś czas przed porodem (z tego co pamiętam, to były to jakieś 2 miesiące), otrzymujemy pocztą list, z którym należy udać się do jednego z wymienionych w tym liście sklepów (m.in.Bilka, Fotex), aby odebrać paczuszkę. W paczce tej znajduje się kilka pieluch, miniprodukty Libero, mała zabawka z Lamaze, chusteczki dla niemowląt, podkład do przewijania, może tam znaleźć się też jakaś próbka.

źródło internet

źródło internet

Czytaj dalej »

Taka moda

   Wikingowa mama pozostaje w domu przez cały przyszły tydzień, ha! A no mamy efterårsferie, czyli ferie jesienne. A skąd się wzięły ferie jesienne? Dawniej dzieci miały w tym czasie czas wolny od szkoły, aby pomóc rodzicom w zbiórce ziemniaków/kartofli. Taka o to historia, co prawda nie za wiele ma już wspólnego z teraźniejszością, no ale ferie pozostały, na co ja akurat nie narzekam (choć za sprawą JC, do tej pory nie wiem, czy za ten czas dostanę pieniądze, czy też nie).
A jeśli już o jesieni mowa to chciałam napisać coś o ostatniej modzie, jaka nadciągnęła do Danii. Moda dla mnie nieco dziwna, bo ubiór taki kojarzy mi się ściśle z ubiorem mojego dziecka (może to takie matczyne zboczenie?) i sama się w takim stroju raczej nie widzę. A o czym mowa? Obuksedragt/jumpsuit, a mówiąc inaczej kombinezonie, a raczej rampersie.

http://www.smartgirl.dk

http://www.smartgirl.dk

 

 

Czytaj dalej »

Dziecięce jedzonko

   W Danii sporą uwagę przywiązuje się do poprawnego żywienia dzieci. Poprawnego po względem jakości jedzenia, oczywiście inaczej to wygląda już z nastolatkami i osobami starszymi. No, ale jeśli chodzi o maluchy to wygląda to całkiem dobrze. W Polsce półki z produktami dla dzieci są przepełnione, tutaj wybór jest na prawdę minimalny, jeśli chodzi o obiadki lub deserki. Ale uwagę chciałam zwrócić na tutejsze kaszki. Kiedyś jeszcze kupowaliśmy je w Polsce, ale już tego nie robię, bo niestety te polskie są niepotrzebnie dosładzane. Tutaj najpopularniejszymi kaszkami (grød) są firmySemper i zarówno Wiking się nimi zajada, a ja je sobie chwalę za to, że zawierają, to co zawierać mają, nic poza tym (i bez cukru są już słodkie za sprawą mleka modyfikowanego). Kaszek jest nawet spory wybór. Cenowo wygląda to tak, że za pudełko kaszki (takiej już z mlekiem oczywiście) zapłacić trzeba ok. 30dkk=ok. 16zł, ale często pojawiają się na promocji, gdzie możemy kupić 3 opakowania za 60dkk, a ostatnio udało mi się kupić kaszki owsiane za 5dkk= ok.3zł za sztukę, czyli bardzo tanio. Co do picia dzieci, to nie ma szans na znalezienie tutaj herbatek dla małych dzieci, dzieci piją głównie wodę, ewentualnie herbatki parzone.

żródło internet

Kaszki z firmy Semper (są też i nowe, w innych opakowaniach)
żródło internet

 

 

Czytaj dalej »

Dzień nauczyciela

   W piątek, czyli 5 października był dzień nauczyciela. Plan był taki: część dzieci stała na parkingu z flagami, witając każdego nauczyciela, dwójka dzieci trzymała sztandar. Po dzwonku, pod pokojem nauczycielskim stała grupka uczniów z kartkami, na których było imię nauczyciela,z którym mają zajęcia (na wzór odbierania kogoś z lotniska). Zabierali nauczyciela do klasy, nosząc jego torbę, a w klasie reszta dzieci wiwatowała , stojąc z flagami i krzycząc hurra, hurra hurra. Na tablicy kilkoro dzieci wypisało podziękowania. Jeden z uczniów przyniósł dla K. czekoladę (nie było kwiatów i prezentów jak w PL).

   Dzień był luźny, więcej zabawy niż nauki, K. podarował dzieciakom flødboller. Później dyrektor ogłosił przez megafon, że umieszczono skrzynkę na życzenia dla nauczycieli. Dzieciaki wybiegły na korytarz i poszukiwały porozwieszanych kartek, przy których wypisany był szkolny żart i umieszczone były kartki dla nauczycieli, później uczniowie wypisywali je i wrzucali do skrzynki. Tak to mniej więcej wyglądało. Domyślam się, że nauczyciele dostali jakiś specjalny poczęstunek.

Czytaj dalej »