Ponoć mężczyźni nigdy nie dojrzewają, przez całe życie uwielbiają zabawki i tylko ich cena się zmienia…oczywiście wzrasta. Widzę to po moim mężulu i jego hobby (liczba mnoga od hobby? ktoś wie?). No więc hobbym numer jeden są zdecydowanie dwukołowce i każdy element ich budowy od śrubki po tłumik. Hobby numer dwa to flippery, automaty do gier. Na szczęście nie w opcji hazardowej, a jedynie w opcji zbuduj, napraw i sobie pograj. W hobby numer trzy niechcący sama mężula wpakowałam kupując mały, zabawkowy, zdalnie sterowany helikopter. Tak się mu spodobało, że zabawki typu RC rosły i kolekcja się powiększała. W tej chwili to maszyny te nie mają już zbyt wiele wspólnego z zabawką. No i hobby numer pięć, czyli wszechobecna elektronika. Naprawianie, składanie, przerabiania i zabawa w Mac Gyvera. Ach, zapomniałam o nowym hobby numer sześć, czyli o akwarystyce… Czytaj dalej »
Archiwum Bloga
Chłopaki i ich zabawki
Maruda
Wiking się nie wyspał, więc marudzi. Nie wyspał się z prostego względu, nie chciał spać od 2 do 5. Na szczęście ja tą dziurę nocną mogłam „odrobić”, bo mężul zajął się rano potomkiem, choć tak na prawdę wiele do zajmowania się nie było, gdyż Wiking zjadł śniadanie i… zasnął. Niestety wszystko to ma wpływ na całodniowe marudzenie. Dlatego też poszliśmy na spacer, słoneczko świeciło, więc myślałam, że to małemu poprawi humor. No i poprawiło chwilowo, siedział sobie na ławeczce, na bieganie nie miał ochoty, ale był zadowolony, no tak, do czasu. Jak przyszła pora, by zbierać się do domu to już nie podobało się nic, ani siedzenie w wózku, ani chodzenie, tylko mamine ręce działały cuda. Czytaj dalej »
Wszyscy razem
Bo rodzina musi trzymać się razem, za równo w zdrowiu jak i w chorobie. Tak więc chorujemy sobie również razem. Co prawda jak do tej pory to tylko ja z mężulem zawsze jeden od drugiego coś łapaliśmy, a Wikinga jakoś wszystko omijało bokiem, no ale nie tym razem. I tak chyba mamy szczęście, bo pierwsza choroba Wikinga wypadła w wieku 17 miesięcy. Na szczęście to nic poważnego, był katar, był kaszel, no i pojawiła się podwyższona temperatura. Jak już miał 37,7st. to zdecydowaliśmy się na wizytę u lekarza, no ale niestety nie udało nam się go tam zapisać. Mężul zadzwonił, poinformował rejestratorkę co i jak, a ta powiedziała mu, że taka temperatura, to nie temperatura, co innego jakby to było 37,8st., no i że panuje wirus i wszyscy chorują. Dziękuję do widzenia. Powiedziała mu jeszcze, że jakby stan dziecka się pogorszył, to może zadzwonić do lægevagt (lekarz domowy, działający 24godz. na dobę) i go wezwać. Ten tekst akurat mocno mnie podirytował, bo my akurat z każdym katarem do lekarza nie latamy, więc jak już raz chcemy dla pewności skorzystać z należących się nam „usług”, to mówią nam, że zawsze możemy zadzwonić do lekarza domowego, który oczywiście jest płatny. Na szczęście Wikingowi już się poprawiło za sprawą wszelkich domowych medyków, nacieraniu i naklepywaniu, ale jakbym tak musiała dzwonić po lekarza, to chyba z rachunkiem bym wylądowała u pani recepcjonistki. Czytaj dalej »
Rozwojowo
Żeby nie było, że na blogu zrobiło się jakoś przerażająco i smętnie, to wracamy do normalności. Przecież jakiś durny babsztyl nie sprawi, że będziemy tylko płakać po kątach, tym bardziej, że i na dworze zawitało słońce. Co prawda mroźno jest i temperatury dalej zimowe, ale niebieskie niebo i ostre słońce napawa optymizmem, mimo, że z nosów nam cieknie i pokasłujemy.
Ja po feriach wróciłam do pracy, oj niby tylko tydzień przerwy, ale wraca jak zwykle się ciężko. Tym bardziej, iż okazało się, że ferie dla jednego z dzieciaków nie były zbyt przyjemne, ale jako, że ma być pozytywnie, to o tym dzisiaj pisać nie będę :). Czytaj dalej »
Wolny kraj
Wczoraj przyszły panie z kommuny. Na czym stoimy? Myślę, że jest ok, ta wizyta wyglądała zupełnie inaczej niż wizyta wiedźmy (na prawdę nie chcę przeklinać, więc zostanę przy tym określeniu, choć jest zbyt łagodne, mała litera, bo na wielką nie zasługuje), bo po prostu była na poziomie. Ta poprzednia to było podjudzanie, szykany i ignorancja. Teraz po prostu rozmawialiśmy jak ludzie, nikt nas nie atakował i nie ignorował.
Wikinga zbytnio panie nie miały okazji poznać, bo on po chwili od ich przyjścia zasnął i obudził się przed samym ich wyjściem. Czytaj dalej »
Niepewność
Od wczoraj czuję strach, a raczej przerażenie. Przyszedł list, po trzech miesiącach od wizyty pielęgniarki, postanowiła zgłosić na nas skargę. Będzie wizytacja, jutro. A wszystko tylko i wyłącznie przez to, że mój mąż daje sobie świetnie radę z dzieckiem i nie potrzebujemy opiekunki. Tak samo jak dawaliśmy radę wcześniej i nie potrzebowaliśmy rad tej… Taka jej mała zemsta, dlaczego?, bo może. Jak się okazało każdy może zgłosić zaniedbanie bądź znęcanie się nad dzieckiem i nie musi mieć do tego żadnych dowodów. Zapytaliśmy co jeśli udowodnimy, że ona kłamie, dowiedzieliśmy się, że to już nie jest ich problem. Czyli możesz mieszać się w życie człowieka, stawiać życie szczęśliwej rodziny na szali i nie poniesiesz tego żadnych konsekwencji. Czytaj dalej »