Nikomu nie mówiliśmy o tym, że po moim przyjeździe z Polski dostaliśmy list z kommuny. Kurczę, jak tylko widzę ich pieczątkę na kopercie, zaczyna się stres. No i w liście była informacja o kolejnej wizytacji. Pani z kommuny miała przyjść w środę, ale na godzinę przed spotkaniem wysłała sms, prosząc o przesunięcie wizyty na dzień następny. Średnio nam się to spodobało, no bo po pierwsze znów oczekiwanie, a po drugie musiałam zwolnić się z pracy.
I tak w czwartek przyszła, tym razem tylko jedna pani, ta sama, która była u nas ostatnio. Wiking jak tylko weszła, rzucił się na nią, by wzięła go na ręce. Ogólnie, cały czas ją zaczepiał, ciesząc się jak głupi. Najlepsze było, gdy wziął z kanapy poduszkę i w nią rzucił, no tak, tacine zabawy ;). I tak posiedziała, pogadaliśmy. Przyszła głównie po to, by nas poinformować, że ona nie widzi, że dziecku nic się złego nie dzieje, można z nami porozmawiać i mamy argumenty swoich racji i ma zamiar zamknąć sprawę. Oczywiście jak byśmy mieli jakieś problemy, to mamy się z nią kontaktować, ale sprawa jest zamknięta.
Tak właśnie WIEDŹMO, zostało ci udowodnione, że twoje wymysły to gówno prawda! Może pora na zmianę miejsca pracy? Może konserwator powierzchni płaskich, bo latanie na miotle świetnie ci wychodzi? Och jakbym cię tak spotkała…
Kamień z serca prawda?Gratuluję i oby już nigdy nikt nie burzył waszego spokoju;)POzdrawiam:)
Ogromny kamień. Nie życzę żadnego rodzicowi takiego stresu
A co to była za sprawa? Bo ja nie w temacie….;/
Dużo by mówić, pisałam o tym tutaj http://wikingowo.com/?p=455 i tutaj http://wikingowo.com/?p=804 Na szczęście dadzą nam w końcu spokój
a tu początek http://wikingowo.com/?p=804