SASrany SAS

IMG_20131213_094301_489Oj ciężko się zabrać za pisanie na tej polskiej ziemi. Cały czas coś do roboty, a nawet jeśli nie ma nic w planach, to i tak milej czas spędzić z rodziną niż przed komputerem. Ale mężul mnie dzisiaj zganił, żem leniwiec i bloga zapuszczam, normalnie menager się znalazł…

No więc mężu kochany, popatrz! Jest post :P. No ok, na razie nie ma, na razie się pisze.

Więc o czym mam pisać jak nie o podróży. A podróż to była przez duże P. Plan był prosty, M. podwozi mnie do Aalborga, z Aalborga samolot do Kopenagii, tam 3 godziny spędzone na placu zabaw popijając Caramel Machiatto ze Starbucks’a, lot do Warszawy i już podróż w samochodzie na Śląsk…ale oczywiście jak to z nami bywa, aż tak prosto być nie mogło.

W Aalborgu przy oddaniu bagażu czeka na mnie informacja, że mój lot do Warszawy jest odwołany i odeślą nas do hotelu, wylot jutro 8.20. Pytanie „Więc leci pani?”…a jakie mam wyjście. Przerażona, bo nie na to była przygotowana, ja to jak ja, ale Wiking ani nie wyposażony w dodatkowe rzeczy, ani przygotowany na noc w hotelu. A moi rodzice byli już w drodze do Wawy…

Na szczęście tuż przed wylotem poznałam studentkę, O. z Aalborga, która była w tej samej sytuacji i dzięki Bogu bardzo mi pomogła.

W Kph dotarłyśmy do centrum transferów, numerek wzięłyśmy i czekałyśmy, bo przed nami jeszcze jakieś 50 osób. W końcu podchodzę do okienka a tu średnio miły pan mówi, że lot mam na 7, mówię ok, przynajmniej będę wcześniej. A on na to, że w Wawie będę po 14, bo lecę najpierw do Frankfurtu… Jest lot bezpośredni, ale dopiero o 11, mówię, że wolę ten, a on, że na niego nie ma miejsc, mogę próbować, może coś się zwolni. Oj klnęłam w myślach…

Ale potem O. rozmawia z innym panem i okazuje się, że jest możliwy lot do innych miast. I koniec końców miałyśmy lecieć o 6.40 do Monachium, a potem do Krakowa…Ech rodzice już w hotelu pod Warszawą. Wiking lekko przeziębiony marudził coraz bardziej, mi już ręce opadały, a my zostałyśmy wysłane dalej, po karnety do hotelu. Dostałyśmy też voucher na taksówkę (większość nie chciała nas wziąć…). I tak po kilku godzinach trafiłyśmy do hotelu. Była już 22. Zeszłyśmy na szybką kolację i tyle. Ale nie mogło być za dobrze, w pokoju Wiking wszedł do łazienki i…zamknął się od środka. No zawał… Na szczęście zanim zdążyłam wezwać pomoc, otworzył drzwi.

collage1

Położyliśmy się, ale zanim zasnął była już 24, a o 5 musiałam go budzić, co zajęło mi dobre 15 minut. Zadowolony nie był…

Dotarłyśmy na lotnisko, odprawa miała zająć 13 minut, ale jak zwykle wybrałam taką kolejką, która ledwie się ruszała. Koniec końców po odprawie miałyśmy 10 minut do odloty i na styk dobiegłyśmy, myślałam, że płuca wypluję. Ale się udało :).

Lot przebiegł w miarę ok, problem się zaczął, gdy przed lądowaniem musiałam zapiąć Wikinga w pasy, oj zaczął się dramat, tym bardziej, że był już porządnie zmęczony. Jakoś dotrwaliśmy, ale czekały nas jeszcze 3 godziny na lotnisku i kolejny lot.

I tak na lotnisku wypiłyśmy ekstremalnie drogą kawę i Colę, Wiking mógł trochę rozprostować nogi. W drodze na kolejny samolot zasnął, obudził się niestety przy wsiadaniu i niestety stewardessa nie zezwoliła na zapięcie go w pasy do mnie (mimo, że w samolocie wcześniejszym, stewardessy same mi to zaproponowały). Wył jak szalony, bo chciał się przytulić, a nie siedzieć przypięty, nie pomagał fakt, że mieliśmy opóźnienie i krążyliśmy po lotnisku przez 45 minut. Jak w końcu mogłam go zabrać na kolana, to zasnął w minutę i przespał cały lot. W końcu wylądowaliśmy na polskiej ziemi :).

W mieszkaniu moich rodziców, a w moim domu rodzinnym, Wiking w końcu odżył. Szybko dopadł wygrany pojazd od sklepu Przygoda i kursował wkoło na Plasmie :).

collage6

O 19 padł, ale tylko na 3 godziny, potem chwilę pobuszował i zasnął z dziadkami :). I tak o to minął pierwszy dzień pobytu w Polsce, który miał wyglądać zupełnie inaczej… Co począć, nie pociesza fakt, że miałam okazje wypróbować hotel, na który mnie nie stać ;). Ważne, że wszystko jakoś przeżyliśmy. Jedno jest pewne. Jeśli nawet przez myśl mi przejdzie lot SASem, to niech mnie ktoś zastrzeli (już raz z nimi leciałam i też były problemy, więc nie, dziękuję). Wiem, wiem mężulu, pewnie będziesz pierwszym, chętnym by to zrobić ;).

collage4

collage5

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>