Czarne chmury

watermarked-IMGP9215Ostanie dni występowały pod tytułem „Co się może jeszcze przydarzyć?”. Wszystko zaczęło się od rachunku za ogrzewanie. Rachunek jak rachunek, zapłacić trzeba, ale kwota nas zleksza zszokowała, gdy dowiedzieliśmy się, że nasze zuźycie wzrosło o 120%. Nie byłoby problemu, gdyby nie fakt, że wiemy, że nie zaczęliśmy nagle „palić” w domu jak w piekle i gdyby nie to, że kwota jest pięciocyfrowa (plus wzrost opłat comiesięcznych). Oliwy do ognia dolewał jeszcze właściciel, który jak się okazało, część kwoty na ogrzewanie, jaką płacimy co miesiąc dolicza sobie do czynszu. Szlag człowieka może trafić. I tym o to sposobem stwierdziliśmy, że już pora rozejrzeć się za czymś nowym. Problem tylko w tym, że przez to, że w dalszym ciągu pracy poszukuję, nie wiemy, gdzie najlepiej by było się wynieść, no i drugim, sporym problemem jest kaucja za nowy dom (na zwrot tutejszej ne liczymy, bo niestety tak to jest z prywatnymi właścicielami, że z pieniędzmi nie lubią się rozstawać i na kaucji każdego urobią, takie cholerne hieny). No nic, będzie trzeba pokombinować.

Jeszcze na domiar złego tego samego dnia dostawałam informację, że pracy, na którą na prawdę liczyłam (w świetlicy, w szkole, w której teraz pracowałam), nie dostałam. A parę godzin później dostałam za to ofertę pracy w Norwegii (ech gdyby to tylko było takie proste, to już byśmy byli spakowani).

No, ale żeby tego nie było mało, to na drugi dzień ni z gruszki ni z pietruszki, przy zamykanie, pękł mi ekran w laptopie. Gdyby nie to, że mam wykupioną gwarancję, więc kłopot był tylko w wysyłce ddo Polski, to już rzuciłabym się pod pociąg. Czekaj, czekaj, pociągi tu nie jeżdżą, kurka… Teraz użeram się ze starym Mac’iem, który pokroć mnie dobija, przez tą swoją dziką klawiaturę, a przez to, że w miejscu ALT jest jakieś cmd, to przy pisaniu po polsku dostaje białej gorączki.

Jeszcze jedno dobicie dwa di temu skończyłam 28 lat ;), nie no, ja tam problemów z wiekiem akurat nie mam (zaraz mnie szlag trafi, jakaś cholera lata wokół mnie). I tak z okazji moich urodzin pogoda była do niczego, więc mężul wjechał skuterem, na wyprawę po azjatyckie jedzenie, które było pyyyyszne, wypiliśmy winko tyle. Tak wyglądają urodziny, gdy rodzina (poza moimi chłopakami) i przyjaciele są daleko – małe, kameralne i smaczne.

watermarked-2

Wczoraj za to mieliśmy gości, było bardzo miło. Siedzieliśmy w ogrodzie, grillowaliśmy i gadaliśmy. Wiking szalał w basenie, w piasku i ogólnie szalał. A Tasja dostała miano killera, po tym jak złapała żabę. Na prawdę trzeba to powtórzyć, no może poza tą żabą ;). Niestety wieczorem komary tak zaczęły kłuć, że trzeba było się zbierać, Wiking musi być bardzo smaczny, bo jest cały w bąblach (jak to Wiking mówi „Ga damnt”, czyli „God damn it”, rozwój mowy naszego dziecka idzie w dziwnym kierunku…).

A jeszcze przed gośćmi wybraliśmy się na szybki spacer na plażę (szkoda, że plaża jest tylko w jednym miejscu, a nie na całym nabrzeżu, bo mieszkamy na drugim końcu miasta). Szczerze mówiąc już po drodze żałowałam tego pomysłu, bo było tak gorąco, że myślałam, że nie dojdziemy. No, ale doszliśmy, Tasja z Wikingiem chwilę się pomoczyli i musieliśmy wracać. Gdzieś później czytałam, że wczoraj meliśmy tutaj najgorętszy dzień od 12 lat.

I tak w poniedziałek jadę na spotkanie do JC, zobaczymy jak to wypadnie. Ale póki co mogę nacieszyć się czasem z Wikingiem.

watermarked-3

Mieszanie, przesypywanie i bałaganienie ;)

Mieszanie, przesypywanie i bałaganienie ;)

Mango smoothie, mmm

Mango smoothie, mmm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>