Już niedługo, bo za tydzień skończy mi się kontrakt i znów będę bezrobotna, ech. No, a co się z tym wiąże najgorszego, to kontakty z „mym ukochanym” Jobcenter.
Jako, że byłam na kontrakcie specjalnym (coś w rodzaju stażu), podczas którego byłam w dalszym ciągu zarejestrowana w JC i musiałam się „odklikać” raz w tygodniu, to myślałam, że już nie będę musiała się znów rejestrować i ponownie dostarczać im te same dokumenty, by dostać zasiłek. A jednak…
Dowiedziałam się, że wniosek złożyć muszę najwcześniej 14 dni przed a najpóźniej 1 dzień po utracie pracy. No więc przezornie wybraliśmy się już dzisiaj, z nadzieją, że wszystko szybko załatwimy. No niestety pani zaprosiła mnie ponownie z wyciągiem z konta. Najlepsze jest to, że powiedziała, żebym to przywiozła w przyszłym tygodnia, była zaskoczona, gdy jej powiedziałam, że przecież pracuję i nie będę brać kolejnego wolnego. No i tak ostatecznie przyjadę dzień po wygaśnięciu kontraktu. Upewniałam się tylko 10 razy, czy aby na pewno zasiłek zaczną mi wypłacać w kolejnym miesiącu i że dokumenty nie trafią do nich za późno, zapewniono mnie, że na pewno problemu nie będzie. I taką mam nadzieję…
No, a po powrocie z JC spędziliśmy czas na dworze. Pogoda nie jest taka jak w Polsce, ale my z temperatury powyżej 15 stopni i słońca bardzo się cieszymy, więc jako, że było cieplutko, Wiking miał okazję się popluskać. Ach w ogóle to fajny bąbel się z niego robi. W tej chwili śmiga jak szalony na swoim motorze. Ostatnio upodobał sobie przekładanie i sortowanie wszystkiego co się nawinie (owoce już musiałam wynieść do kuchni, bo źle znosiły upadki ;) ). Poza tym jest lepiej, jeśli chodzi o problem bicia, tzn. jeszcze mu się zdarza wymachiwać rękami, gdy jest zły, ale jest tego odpukać coraz mniej. Ach i Wiking wyhodował ostatnie z zębów, wyszły mu 3 piątki na raz, jeszcze jedna walczy.
Co jeszcze, pojawiają się pojedyncze słowa, najpopularniejsze to… „luumba” (odkurzacz marki Roomba), ech niezwykle przydatne słowo ;). Ale jest pewna rzecz, która się pojawiła i którą uwielbiam. Mianowicie Wiking stał się bardzo całusinski, jak tylko poproszę (a czasem nawet nie muszę) to dostaje całuska. Ba nawet babci dostają się przesyłane całuski.
hej hej
hehehe no to mam okazję sprawdzić tą cudowną duńską pogodę. Jest paskudnie, jesteśmy tu na 2 tyg, potem jedziemy z moim kochaniem na 2 tyg do Polski, gdy wyjeżdżaliśmy z Polski było 32 upałów, a tu szok, do tego te paskudne wiatry;/
twój mały to prawdziwy twardziel ,ze chce się pluskac:D
Korzystamy, gdy tylko jest słońce i nie ma wiatru, ale niestety, okazjonalnie może się popluskać. W Danii mają dwie pory roku, wiosnę i jesień, bo w sumie to co tu nazywa się latem, jest raptem ciepłą polską wiosną…ech