Sama już nie wiem, czy moje dziecko jest bardziej Wikingiem, czy małpką. Ostatnio opętało go szał wspinaczek i to nie byle jakich. Wspina się na płot sąsiadów, wspina się na krzesła, wspina na stoły i biurko. Wyjdę do toalety, ściągam Wikinga ze stołu jadalnianego, wyjdę do kuchni, ściągam go z ławy. Więc chyba ma w sobie coś z małpowatych?
Kocha też wspinać się na schodki i już coraz lepiej mu to wychodzi, problem jest czasem z chodzeniem, bo i tu prym wiedzie natura Wikinga i hasło „do odważnych świat należy”, co tam upadki, po co patrzeć pod nogi.
No i tak jest właśnie nie tylko ze schodami, ale i ze wspinaczkami i wszelkimi innymi aktami „odwagi” (czasem jednak głupoty ;) ). A mi nie pozostaje nic, jak latanie za tym twardzielem i uważanie, by sobie nic nie zrobił, bo wiecznie jest poobijany. Pozostaje mi jeszcze nie padnięcie na zawał na widok jego wielkich wspinaczek.
A co poza tym? Chyba jeszcze nie wspominałam o tym, że już od dobrego miesiąca przeszliśmy na tryb jednorazowej drzemki wciągu dnia, zazwyczaj, gdy jestem jeszcze w pracy. Za to Wiking sypia jeszcze dłużej, bo wstaje zazwyczaj po 10 (tata szczęściarz). Ostatnie dwa dni za to przebudzał się trochę w nocy, ale to może być spowodowane katarem, na szczęście nie żadnym mocnym, no ale w nocy może denerwować.
Najgorszą zmianą, jaka pojawiła się u Wikinga, jest bicie. No tak, bunt dwulatka nie przechodzi zbyt lekko i Wiking jak się denerwuje, jest znudzony, zmęczony to wymachuje ręką bijąc, czy to nas, czy to stół. Walczymy z tym cały czas, za każdym razem tłumacząc, ale nie powiem, żeby walka była łatwa, no ale poddawać się niewolno.
Na koniec dodam jeszcze, że „białe noce” zawitały do nas na dobre, co prawda nie wiem, o której wstaje słońce, ale na pewno baaardzo wcześnie, ale ciemno robi się już dobrze po 23 (chociaż już całkiem ciemno nie jest).
może załapię się jeszcze na te białe noce
Raczej na pewno :)