I po 13stym

collage4Czas spędzony w Polsce roztroił zupełnie moje blogowania, no ale tak to już jest, że jednak blog będzie dla mnie zawsze na rodziną. Ale, ale, wróciłam przecież już w niedzielę…no cóż, musiałam „dojść” do siebie, po jak to zwykle ze mną bywa, zaskakująco skomplikowanej podróży.

Miałam napisać o wszystkim po kolei, dzieląc to na maile, ale to chyba nie ma sensu, więc streszczę wszystko w jednym poście.

Tak więc od początku. Czas w Polsce zleciał jak zwykle za szybko, już sama nie wiem ile czasu musiałabym tam spędzić, żeby się nasycić. Było świetnie, choć nie udało mi się spotkać ze wszystkimi, z którymi spotkać się chciałam, to i tak udało nam się spędzić czas z większością. Najbardziej widzę, jak czas mija po dzieciakach, zarówno siostrzeńcach, jak i dzieciach moich przyjaciół, które rosną jak szalone.

collage1

Z najlepszą chrzestną

collage2

Ciasteczka z babcią

 

IMGP2191

collage3

Z dziadkiem

Święta minęły równie szybko jak cała reszta czasu. I choć muszę przyznać, że nie do końca mam poczucie, że to były święta (chyba śnieg i zima nadają Bożemu Narodzeniu jakiś specjalny klimat), to spędziłam świetny czas z całą moją rodzinką. Niestety Wiking stwierdził chyba, że Wigilii w Polsce i tak nie spędzi i cały dzień nie dał się położyć spać, tylko po to, żeby zasnąć akurat przed kolacją… Potem był lekko pochmurny, aż dobrze się nie obudził i zajął prezentami. Nawet nie zgodził się na ładne, odświętne zdjęcie z mamą, jedynie z dziadkiem…

collage5

collage6

collage7

Wigilia minęła, a Święta spędziliśmy już bardzo leniwie. W drugi dzień Świąt pogoda była ładna, więc wybraliśmy się na plac zabaw (zabawne, że na placu zabaw mieliśmy wylądować w Wielkanoc…niestety zasypało nas zupełnie, ale odbiliśmy sobie w grudniu przy 16 stopniach ciepła ;) ).

collage8

collage9

Potem był jeszcze czas na ostatnie spotkania i zakupy, no i niestety pakowanie.

Przyszła niedziela no i wyjazd do Krakowa. Wyjechaliśmy wcześnie, ale jak się okazało, nie dość wcześnie, bo przed lotniskiem korki, a na lotnisku Sajgon, palca nie było gdzie wcisnąć. Pani w informacji stwierdziła, że spóźniłam się z oddaniem bagażu, ale przez to, że był taki zastój, tyle ludzi, nie byłam jedyna i bagaż przyjęli. Potem kolejny problem. Idziemy do punktu odpraw, a tam jeden wielki tłum. Myślę, że coś nie mierzono sił na zamiary, bo niestety odlotów było tak dużo, że lotnisko nie nadążało. Stres niesamowity, w końcu mama z kimś pogadała, przeszłam do krótszej kolejki, bo mój lot miał być za kilka minut. Koniec końców samolot miał spore opóźnienie, przez to, że pasażerowie nie byli w stanie się dostać do sali odpraw. Przed samolotem oddałam wózek z zawieszoną karteczką, tak jak mi kazano. Miałam nadzieję, że również dostanę go przy samolocie.

Niestety powiedziano mi, że mam iść tam, gdzie będą wszystkie bagaże. Już lekki nerw, bo trzeba przejść całe lotnisko z dzieckiem, 10kg walizką i tyle samo ważącym plecakiem. Jakoś doszłam i co…? I okazuje się, że znów będę musiała przejść odprawę, jeśli przejdę przez pewne drzwi. Chwila namysłu, czy warto, bo ten wózek niewiele warty (ale w środku czapka od wikingowej babci). No nic, idę, bo przecież raz odprawę przeszłam i było ok, no to i tu musi.

Idę do taśmy i dupa… Wózka nie ma. Zamiast tego informacja, że większe bagaże mogą być na taśmie 9. Ok idę do taśmy 9. Dalej nic. Wiking coraz bardziej zmęczony, ja wkurzona, bo miałam nadzieję, że w wózku się drzemnie, no i odciążę swoje ramiona. No więc kolejka do informacji, gdzie mówią mi, że oni to już ten wózek skierowali do Aalborga…. Oj klnęłam równo…

Więc ostatkiem sił zabieram się do kolejki do odprawy. A tam najpierw biorą Wikinga na obmacanie, bo zabibał (szelki miał na sobie…), a potem celniczka wywala cały mój bagaż, w którym miałam kilka typowo polskich pierdół typu śledzie, czy masło… Wywala sporą część, czepiając się wszystkiego. Po ok. pół godzinie  oddaje mi wybałuszoną walizkę i plecak, to co zostało mogę sobie spakować… Szkoda gadać.

Na szczęście na lotnisku co jakiś czas można znaleźć spacerówki lotniskowe, jak tylko jedną dorwałam, posadziłam Wikinga, a ten szybko zasnął. I tak spał aż do kolejnego samolotu, a ja mimo, że padnięta i bez apetytu, wypiłam kawkę i odetchnęłam.

Następny samolot wylatuje o czasie, ulga, jeszcze trochę. Wysiadam z samolotu, czekam na walizkę i wózek. Taśma jedzie, jedzie, jedzie. Ludzie z bagażami wychodzą, zostaję sama z jednym chłopakiem i…taśma staje. Ja już nie wiem, czy się śmiać czy płakać. Bagaże zaginęły. Dobrze, że przyjechała już po mnie M., bo zajęła się Wikingiem, gdy ja wypełniałam papiery. Problem z tym, że postanowiłam ciuchy wysłać kurierem, a w walizce były rzeczy głównie lodówkowe…

W końcu jedziemy do domu. Mówię nieszczęsne: „gorzej być już nie może”, na co Wiking pięknie oddaje całe wypite wcześniej kakałko, w takiej ilości, że mokry jest ona i cały fotelik. Na szczęście już blisko domu.

Masakra. A co z bagażami? O 6 rano dostałam sms’a, że się znalazły i zajmie się nimi kurier. Cały dzień zamiast iść do sklepu, siedzieliśmy na tyłkach. W końcu mąż zadzwonił na infolinię (czynną raptem 2 razy przez ok godzinę) i dowiaduje się, że bagaże są dalej gdzieś, może w Kph, ale oni nie wiedzą. Każą zadzwonić już po otwarciu infolinii, bo ląduje kolejny samolot, więc może tam będą, no i na pewno ktoś odbierze. My szybko na zakupy (w sklepie pustki i tłum ludzi), wracamy, mąż dzwoni i… odzywa się tylko automat. Szlag…

Na szczęście po ok. godzinie przychodzi kurier z bagażem. I w końcu „podróż” zakończona.

Wczoraj podskoczyłam po ostatnie zakupy i tradycyjnie zorganizowaliśmy nasze małe przyjęcie sylwestrowe. Niestety Wiking jak nigdy, po 22 padł mi na kolanach i spał już do rana. A my z moimi rodzicami na Skypie czekaliśmy na północ.

collage10

collage11

collage12

 

IMGP2678

 

I mamy nasz 2014 rok, mam nadzieję, że będzie lepszy od tej pechowej 13stki, która dobijała mnie do samego końca..

{ Skomentuj }

  1. Ewa

    no to ja skorzystam z okazji i pierwsza złożę życzenia!!! :D szczęśliwego i radosnego, pełnego miłości i zdrowia roku 2014!!!! oby mały rósł zdrowo, była praca i pieniążki ,a najwięcej radości z bycia razem:) po tych wszystkich przeżyciach znów jesteś w domu i z chłopakami:) powodzenia!!!

  2. Mama Calineczki

    Mi niestety też pobyty w Polsce zawsze mijają za szybko. A tegoroczne święta to już w ogóle expresowo. ;)

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :*

Odpowiedz na „friggiaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>