Tytuł może sugerować, że mowa będzie o wiedźmie/pielęgniarce, ale nie tym razem. Tym razem będzie o wiedźmie najprawdziwszej (która swoim charakterem i tak wiedźmie pielęgniarce nie dorównuje ;) ).
Wczoraj obchodziliśmy święto zwane tzw. Sankt Hans (Noc Świętojańska). Dzień ten ludzie świętują dobrym jedzeniem, często alkoholem, spotykają się z przyjaciółmi. I my na takie świętowanie zostaliśmy zaproszeni do naszych znajomych, mieszkających po sąsiedzku.
Pogoda nie do końca dopisała, bo planowaliśmy siedzieć na dworze, a było deszczowo i chłodno. Mimo to panowie ugrillowali sporo smakołyków, była pyszna sałatka i w ogóle wszystko to, co powoduje ślinotok. Całe szczęście po kolacji pogoda się odrobinę poprawiła, przejaśniło się, więc resztę wieczoru mogliśmy już spędzić przy ognisku.
A no właśnie ognisko to punkt kuliminacyjny tego dnia, bo na ognisku pali się czarownicę. Jest to stara tradycja, pozostała po polowaniu na czarownice, które właśnie w noc świętojańską wybierały się na sabat na górę Bloksbjerg. Celem ognia jest również przestraszenie czarownic i złych duchów.
Nasza czarownica próbowała nawet z paleniska uciec, ale jednak udało się ją dorwać. Wiking ogniskiem się nie bardzo interesował, jak zwykle w centrum uwagi było wszystko, co posiadało koła…ech…
mhhhm widzę ,że impreza była udana:D a jedzonko pyszne:D widze ,że czarownica się też zgrillowała:D co robił w tym czasie biedny wiking skoro w tym czasie robiliście tak wiele nieinteresujących dla niego rzeczy??? :D koła jakieś specjalnie dla niego były??? :D
sąsiad ma kilka skuterów wymagających naprawy, więc miał zajęcie ;)